ostatni_egzorcyzmMockumentary, którego przedstawicielem jest „Ostatni egzorcyzm” to gatunek filmowy będący swego rodzaju karykaturą, parodią dokumentu – fikcję przedstawia nam jak prawdę. Specjaliści od marketingu wspomnianej produkcji zaś idealnie się w tę konwencję wpasowują konwencję. Film próbują sprzedać jako horror, podczas gdy tak naprawdę jest to coś zupełnie innego.

Cotton Marcus to pastor, któremu zawód ten był przeznaczony od dziecka. Obudzony w środku nocy potrafił recytować dekolag, modlił się dzień w dzień i w każdej sytuacji poddawał się Bogu.

 

 

Do czasu. Tak jak namiętność czasem się wytraca w związku, tak i wiara słabnie wraz z latami prezbiteratu. Marcus jednak nie przestaje głosić Ewangelii i wciąż dorabia sobie wykonując egzorcyzmy. Rzecz w tym, że o ile jego wiara w Boga słabła, o tyle wiara w złe duchy nigdy nie istniała. Wszystkie przypadki opętania tłumaczy za pomocą psychologii. Udawanie posługi uwalniania jednak z czasem mu się nudzi – postanawia z tym skończyć, przy okazji pokazując prawdziwe oblicze tej sztuki. Jego ostatni egzorcyzm zostanie sfilmowany, a jego oszustwo udokumentowane – na jego własne życzenie. Problem zaczyna się w momencie, kiedy jego ostatni wydaje się być pierwszym prawdziwym.

Reżyser, by zaangażować widza, sprawić, by rzeczywiście wsiąknął w świat filmu, postanowił zastosować technikę zdjęć autentycznych. Nie oglądamy zatem historii nieznanych nam ludzi, którzy walczą w filmie ze złem – oglądamy historię ludzi, którzy istnieli naprawdę, oglądamy wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce. A przynajmniej takie uczucie towarzyszy nam podczas seansu.

Daniel Stamm zrealizował to wszystko w sposób znakomity, docierając do widza na dużo wyższym poziomie zaangażowania, niż zwykłe horrory. Tak naprawdę zresztą, to nie jest nawet horror. Są momenty straszne, czy obrzydliwe, lecz stanowią one tylko drugi plan. Na pierwszym zdecydowanie jawi się fabuła i największa zagadka obrazu – mamy do czynienia z prawdziwym opętaniem, czy może jednak chorobą psychiczną? Twórcy filmu wodzą nas za nos, przez co swoje zdanie zmieniamy raz na kilka minut – aż do finału produkcji, w którym wszystko obraca się o 180 stopni.

Osobiście koniec uznałbym za przekombinowany. Zdecydowano się na wyjaśnienie praktycznie wszystkiego, co trochę dziwi, biorąc pod uwagę szereg niedomówień, na które napotykaliśmy się wcześniej podczas seansu. Wystarczyło poprzestać na jakimś otwartym, pozostawionym widzowi do interpretacji zakończeniu. Byłoby to na pewno bardziej spójne. Twórcy jednak zaryzykowali i lądując telemarkiem podparli się. Zupełnie niepotrzebnie – do zwycięstwa bowiem spokojnie wystarczyło lądowanie na dwie nogi.

„Ostatni egzorcyzm” to film dobry, choć niestety prawdopodobnie zginie w gąszczu dziesiątek nowych produkcji. Jeżeli jednak interesuje kogoś tematyka religijno-satanistyczna, na pewno znajdzie coś dla siebie – a przy kolejnych podejściach, wyciągnie może nawet różne, wartościowe wnioski.

 

Autorem recenzji jest Dawid Rydzek.

{youtube}fJLYfB4IkGg{/youtube}