Lubię filmowe kontynuacje. Lubię pomimo tego, że ich poziom jest różny, bohaterowie przechodzą dziwne metamorfozy, a kolejnym częściom zwykle brakuje świeżości oryginału. Lepsze to niż daleko posunięte zmiany konwencji czy nawet gatunku – czego przykładem seria „Nieśmiertelny”…
Im dalej jednak w las – tu w serię – tym robiło się słabiej. Najpierw pozbawiona Vin Diesla dwójka, potem osadzona w Tokio trójka już nawet bez Walkera. Widzowie wyrazili portfelowy sprzeciw i tak oto historia miała się zakończyć.
Ale się nie zakończyła. Ktoś bowiem wpadł na pomysł, by znów sięgnąć po gwiazdy z jedynki i troszeczkę zmienić formułę filmu. Już nie tylko pościgi i wyścigi. Już dużo mocnego strzelania i prania się po gębach. A w przerwie romans i parę bon motów.
Zadziałało i czwórka odbiła się od finansowego dna bardzo sprężyście. Piątka więc była kwestią czasu…
I oto proszę, jest. Tym, którzy jeszcze nie widzieli części czwartej nie chcę psuć przyjemności, napiszę więc tylko, że film rozpoczyna się od sceny wynikiem której trójka bohaterów: Dominic Torreto (Diesel), Brian O’Connor (Walker) i siostra Dominica – a dziewczyna Briana – Mia Torreto (Jordana Brewster) muszą opuścić USA.
Na miejsce zsyłki wybierają Brazylię, gdzie urzęduje dobry przyjaciel Dominica, znany z jedynki Vincent. Liczą oczywiście na odrobinę wytchnienia, ale gdzie tam, Vince ma dla nich pracę, trudną, ale za godziwe pieniądze. Napad na pociąg i kradzież przewożonych samochodów należących niegdyś do dilerów narkotykowych….
Od tego momentu akcja filmu rusza w zawrotnym, właściwym serii tempie. Podczas napadu wychodzi, że niekoniecznie o samochody chodzi, nasi bohaterowi podpadają wielkiemu bossowi trzęsącemu miastem, a na dodatek zjawia się specjalna grupa pościgowa z USA, która ma pochwycić zbiegów żywych lub martwych. Grupą dowodzi charyzmatyczny i nieustraszony Luke Hobbes (Dwayne Johnson niegdyś zwany „the Rock”) a jego ekipa to starzy wymiatacze.
Na szczęście Dominic ma jednak plan jak ustrzec się przed pościgiem, a przestępcy odpowiedzieć kontratakiem. Potrzebuje tylko ściągnąć do siebie paczkę starych znajomków…
Mógłbym długo wymieniać sceny nielogiczne w tym filmie. Sceny nieprawdopodobne i takie zupełnie bez sensu. Pewnie bez większego trudu mógłbym się przyczepić także gry aktorskiej, dialogów i wielu innych rzeczy. Problem jednak – czy też może to największa zaleta tego filmu – że wcale nie chcę. Owszem, jest głupi, ale nie bardziej niż setki innych filmów, a poza tym kto idzie szukać podstaw pod filozoficzne rozważania w filmie o takim tytule. Za to pretekstowość fabuły i logiczne dziury cudnie nadrabia akcją. Huk wystrzałów, porządne bijatyki i oczywiście samochody, których nie mogło zabraknąć, a które zawsze robiły wrażenie.
Do tego, co przyjmuję z radością, znowu jest zabawa konwencją, dodanie nowych elementów, jak chociażby przekręt na miarę tego z „Oceans Eleven”. No dobra, może nie aż taki, ale jednak…
Jest jeszcze jedna ważna rzecz. ten film to, po kończącej się gwałtownie czwórce, znakomite domknięcie serii. Są wszyscy starzy znajomi, jest ładne zakończenie i życie pełne perspektyw.
Naprawdę i szczerze… w finale prawie się wzruszyłem.
Ocena: 7/10
Autor: Bartłomiej Śliwiński