Republika Czeska rajem się raczej nie wydaje – mały kraj (zamieszkany przez „małych ludzi”, jak by powiedzieli sami Czesi), pozbawiony dostępu do morza. W dodatku dziwny kraj – z pewnością z punktu widzenia Polaka. A jednak, jak zauważa w swojej najnowszej książce Szczygieł, to właśnie czeski hymn zamiast nawoływać do walki, skupia się na pięknie ziemi. Tu nie „jeszcze nie zginęła”, tutaj właśnie zemský ráj.
Raj dziwny, bo bez Boga. Czesi szczycą się tym, że mieszkają w najbardziej zlaicyzowanym kraju świata. To w Czechach znany biskup chwali się, że chrzci aż pięcioro dzieci rocznie, a w ramach stypy zabiera się urnę z prochami bliskich do pizzerii… jeśli w ogóle ktokolwiek się nią zainteresuje. Krótko po premierze tego zbioru reportaży spotkałam się z oskarżeniem, że tym razem Szczygieł mocno przekolorował. Napisał, iż Czesi nie wiedzą jakich słów powinni użyć, aby się przeżegnać – odzew czechofilów był natychmiastowy.
Czesi różnią się od nas mocno, co potwierdzi chyba każdy, kto się z nimi zetknął. O tej inności trzeba umieć opowiedzieć. Szczygieł potrafi. Pamiętam moje pierwsze spotkania z czeską kulturą, na pierwszym roku studiów. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czescy wykładowcy chcą nas zaszokować. „My mamy Černego, który sika na swój kraj!”, „My ziewamy z okazji wizyty papieża”. „Żałoba narodowa, naprawdę ją przeżywacie? U nas nikt nie wywiesiłby flagi po śmierci prezydenta” (to ostatnie usłyszałam już później, ale dobrze oddaje nastrój pierwszych informacji o czeskości, które do nas docierały). Widziałam dumę z tej inności, ale samej kultury nie mogłam zrozumieć. O co chodzi? Dlaczego na zajęciach z kultury Czech mówimy o sikaniu? Gdyby zilustrować nasze pierwsze zajęcia, z pewnością można by każdemu studentowi umieścić w miejscu oczu znaki zapytania.
A Mariusz Szczygieł wie jak wprowadzić czytelnika w ten specyficzny świat. Stopniowo. Pokazuje, że Czech też człowiek. Może inny, może dziwniejszy, ale wzbudzający zainteresowanie, a nie politowanie. W Gottlandzie zafascynował mnie przedstawieniem czeskiej mentalności i historii, opisując rzeczy, o których się w Polsce nie mówi (bo się o nich nie wie). W Zrób sobie raj pokazał Czecha współczesnego, takiego, jakiego sama zaczęłam poznawać trzy lata temu. I muszę przyznać, że jest to portret bardzo wierny. Czeskość bije z każdej karty książki.
A czym jest czeskość? Tożsamość narodową Czechów zdefiniował David Černý (którego, nawiasem mówiąc, uwielbiam; nie rozumiem już swojego dawnego zdziwienia rzeźbą Sikający, a autograf artysty przechowuję jak cenną relikwię), a Szczygieł tę definicję przytoczył w reportażu Wkurzacz czeski.
Zastanawiam się, czy byśmy coś stracili, gdyby nam się tożsamość narodowa rozpuściła? (…) Niewymieszana, nieciekawa, lekko sknedlikowana, nasiąknięta piwem, nieopalona masa. Czech to wieśniak, który jest chciwy, zachłanny, cwany i przebiegły, i trochę tchórz. To mogłaby być tożsamość narodowa, prawda? Ale będzie afera, jak ją stracimy.
Szczygieł dopowiada jeszcze, że pewien biznesmen oskarżył rzeźbiarza o ubliżanie narodowi. Prokuratura jednak nie uznała tego za obrazę państwa, skargę umorzono.
Aż chciałoby się dopisać: „Tacy właśnie są Czesi”, ale staram się unikać tego komentarza. Byłby on trafniejszym podsumowaniem nie pojedynczego cytatu, ale całej książki.. Po części jest ona też paradoksalnie opowieścią o tym, jacy są Polacy – w naszych południowych sąsiadach możemy się przejrzeć jak w krzywym zwierciadle.
Zrób sobie raj czyta się z przyjemnością – z jednej strony dostajemy reportaże, z drugiej nie można oprzeć się wrażeniu, że zaglądmy do pamiętnika Szczygła. Przytacza on mnóstwo anegdotek o tym, co go w Czechach spotkało, powtarza opowieści ludzi, z którymi się spotkał. Odmalowuje nie tylko sylwetkę wkurzacza czeskiego – którego rzeźba „Jesus Christ instant” zdobi okładkę książki – ale też wielu innych, równie barwnych osób. Karel Teige (guru surrealizmu, pragnący wyłącznie ciszy), Egon Bondy (którego jednak nie wymyślił Hrabal), Halina Pawlowská (czeska Bridget) to tylko niektóre z osób, jakie poznamy z zupełnie innej strony.
Wiele miejsca poświęca Szczygieł sprawie Boga. Zapytał Czechów, jak żyje im się bez niego, zapytał wierzącego Czecha, jak żyje mu się z rodakami. Opowiedział o przedstawieniach Jezusa w czeskiej literaturze – m.in. w scenerii gejowskiej pornografii, o pielgrzymce Benedykta XVI do Czech. Sądzę, że właśnie te fragmenty, a nie opisy artystów, którym ekscentryczny sposób bycia wybacza się łatwiej, będą dla Polskiego czytelnika najciekawsze, najbardziej szokujące czy może zastanawiające. Bez wątpienia Czechy byłyby rajem dla polskich ateistów – za naszą południową granicą nikomu nie śni się ochrzczenie dziecka, bo tak wypada. Innych rzeczy, które wypada, także się nie robi. Trudno wręcz powiedzieć, czy to dla Polaka utopia, czy antyutopia.
Niestety, Czesi mają też wady. Na szczęście Szczygieł, mimo miłości do Czech, której nie kryje, nie jest na nie ślepy. To sprawia, że obraz malowany przez niego jest pełniejszy, prawdziwszy. Oczywiście nie jest on pełny – bo jak w jednym tomie (czy nawet w dwóch) oddać wiernie wszystko? Bardzo brakowało mi wspomnienia o czeskiej tradycji mistyfikacji… a potem w posłowiu odnalazłam wyjaśnienie, dlaczego wzmianka się nie pojawiła. Mam jednak nadzieję, że Szczygieł pozostanie wierny swojej miłości do naszych południowych sąsiadów i napisze o nich jeszcze niejedno. Może też o kwestiach, które teraz przemilczał.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Zrób sobie raj polecić warto. Niekoniecznie czechofilom, bo oni już o tej książce słyszeli. Bez wątpienia polecam ją osobom zwyczajnie ciekawym – świata, innych ludzi, ateizmu, wiary lub po prostu anegdotek, których raczej nie przytoczy kolega z pracy. Właśnie tak można czytać zbiór reportaży Szczygła – jako coś innego, interesującego. Trochę niepoukładanego, niczym czeski film. Zabawnego – w niektórych momentach trudno się nie śmiać. A jednocześnie dającego do myślenia, bo żeby zastanowić się nad samym sobą, warto zobaczyć kogoś skrajnie innego.
Czy Zrób sobie raj ma wady? Owszem. Pierwszą, dość banalną, jest to, że większość zawartych w nim tekstów była już publikowana (choć rozszerzono je na potrzeby wydania książkowego). A drugą… jest tekst Coming out. Autor porównuje w nim bycie czechofilem do bycia gejem i porównanie to jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Nie spotkałam się dotąd z teorią, że powinno się mnie leczyć, bo mówię po czesku. Zdarzają się co prawda krzywe uśmiechy czy chichot, ale informacja „uczę się arabskiego” wywoływała podobne efekty. Nie zauważyłam krytykowania czy negowania czechofilów. To pojawiające się na początku zbioru porównanie jest moim zdaniem mocno naciągane. Miało być chyba mocnym akcentem tekstu o Czechach… ale okazało się bardzo polskie. To przecież Polacy, jak pisze Szczygieł, w jednym oku mają etos, a w drugim patos. Lubią cierpieć. Czesi wolą się śmiać i możliwe – choć nie zapytałam ich o to – że śmialiby się z wyjścia z szafy polskiego czechofila. Reszta książki wciąga – bo Szczygieł nie silił się w niej na nic. Oddał wiernie ducha czeskości i to wystarczy. Zrób sobie raj wybroni się sam.
Autor: Mariusz Szczygieł
Tytuł: Zrób sobie raj
Wydawnictwo: Czarne
Miejsce i data wydania: Wołowiec 2010
ISBN: 978-83-7536-223-7A
Wydanie: I
Oprawa: miękka, lakierowana, ze skrzydełkami
Format: 125×195 mm
Liczba stron: 292
Projekt okładki: Agnieszka Pasierska/Pracownia Papierówka