Wergeld królówMarek Lentiwiusz Katella jest namiestnikiem Sarmacji. Ci, którym bliżej do stolicy Imperium, oskarżają go często, że stał się barbarzyńcą. Nie rozumieją, że wergeld, jaki nałożył na niego sędzia Asdingów, to jedna z najważniejszych rzeczy w jego życiu. Jednak cesarz Kommodus nie zapomniał o jednym ze swych światłych poddanych. Kiedy przychodzi czas na wyprawę, która ma ostatecznie stłamsić wszelki opór ludów Wolnej Germanii, Lentiwiusz Katella zostaje jednym z jej dowódców.

W notce biograficznej dotyczącej Błotnego można przeczytać, że powodem, dla którego pisze jest trudność w znalezieniu fantastycznych światów, w których chciałby się zanurzyć. W Wergeldzie królów oczekiwałem zatem intrygującego uniwersum – i znalazłem je. W nocie dotyczącej powieści sporo można przeczytać o Imperium, w którym znane są samopały, kompasy i lunety – rzeczywiście, pisarz sporo miejsca poświęcił ogromnemu państwu i różnicom, które oddzielają je od historycznego pierwowzoru. W samym Wergeldzie królów dużo większą rolę odgrywają jednak barbarzyńcy i ich społeczność.

Błotny szeroko opisuje zwyczaje i rytuały typowe dla Wandalów, pisze o trudnym procesie ich asymilacji w romańskim społeczeństwie i o tym, jak ich kultura miesza się z dorobkiem zdobywców. Literacki Rzym jest naprawdę niezwykłym miejscem, a poznawanie kolejnych jego obliczy to doskonała rozrywka.

Największą zaletą tekstu jest jednak coś innego – kreacja głównego bohatera. Katella natychmiast przypadł mi do gustu: twardy, honorowy, pełen szacunku dla obyczajów obcej kultury – doskonale wpisuje się w wyidealizowany obraz pełnego cnót rzymskiego obywatela, który zawsze do mnie przemawiał. Im dłużej czytałem powieść, im głębiej zanurzałem się w świecie Wergeldu królów, tym postać Katelli była mi bliższa – w dalszej części tekstu Błotny mocniej zarysowuje tę postać, zaznacza samotność, która przeżera Lentiwiusza, ukazuje niezwykłą zażyłość z samym cezarem. Nie da się nie zżyć z tak wykreowanym protagonistą. Niesamowicie intrygujący są tez bohaterowie poboczni – chociażby Kommodus. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony szeregami doskonale utworzonych postaci – to zdecydowanie największy plus Wergeldu królów i główny powód, dla którego mam nadzieję zapoznać się z kolejnym tomem cyklu Oium ludu rzymskiego.

Niewielkie wrażenie zrobiła na mnie natomiast fabuła tekstu. Przyznam szczerze, że nie wiem nawet, co konkretnego o niej powiedzieć – bo ani mnie nie porwała, ani nie znużyła. Ot, raczej przewidywalna powieść historyczna. Jedyne większe emocje wzbudził we mnie moment, w którym Katella i jego żołnierze wyruszyli na Gepidów. Błotny tak opisał tę pełną emocji wyprawę podszytą zemstą, że naprawdę nie sposób nie odczuć gniewu, przepełniającego Rzymian. Całkiem niezła jest też końcówka Wergeldu – może nikogo nie zaskoczy, ale na pewno zachęci do lektury kolejnej części.

Najbardziej zmieszał mnie styl Błotnego. Z jednej strony, zdarzają mu się naprawdę doskonałe opisy. Wspomniana wyprawa na Gepidów czy kolejne bitwy podczas kampanii –  to prawdziwe majstersztyki. Nie da się przy nich pozostać obojętnym. Z drugiej natomiast, zbyt dużo w powieści dłużyzn – szczególnie w pierwszej jej części. Miałem wrażenie, że Błotny stara się sprzedać czytelnikowi zbyt dużo wiedzy geopolitycznej. Przez to akcja nieznośnie zwalniała, a ja, zamiast chłonąć ciekawostki dotyczące interesującego przecież Imperium, nudziłem się, czekając na kolejne decyzje czy posunięcia Katelli.

Wergeld królów to bardzo ciekawa powieść pseudohistoryczna. Potrafi trochę znużyć, ale przepełnione emocjami fragmenty, w których ścierają się kultury romańska i germańska, w pełni to wynagradzają. Polecam.

Autor: Jarosław Błotny
Wydawnictwo: Fabryka Słów , Październik 2010
Seria: Asy polskiej fantastyki
ISBN: 978-83-7574-245-9
Liczba stron: 312
Wymiary: 125 x 195 mm

Autorem recenzji jest Bartek „Zicocu” Szczyżański