Film jest wynikiem spotkania trzech dużych nazwisk: wspomnianego reżysera, Paula T. Andersona, scenarzysty Erica Schlossera i Uptona Sinclaira, autora książki „Oil!” która posłużyła za podstawę dla filmu. Przesadą jednak byłoby uznanie Aż poleje się krew za adaptację prozy Sinclaira – choć zawiera wiele odniesień i konstrukcyjnych podobieństw, w dużej mierze jest to historia oryginalna, w której rozłożenie akcentów nie jest tak jasne i kategoryczne.
Niedługo potem Daniel wykupuje większość ziemi i rozpoczyna wydobycie, ale nie przebiega ono bezproblemowo: w wyniku wypadków obrażenia odnoszą ludzie, w tym syn Daniela, który traci słuch. Z czasem potęga i wpływy Plainview zaczynają rosnąć, a wraz z nimi pojawiają się następne wyzwania i możliwości. Nafciarz całkowicie angażuje się w pracę, zatracając się w kolejnych dochodowych przedsięwzięciach i wkładając w to całe swoje serce i duszę. A także gniew – gdyż rozwój wypadków wcale nie podoba się pastorowi, który zamierza wydać Danielowi otwartą wojnę o rząd dusz miasteczkowej społeczności…
Jak wspominałem, film nie jest tak kategoryczny w kwestiach ideologicznych jak książka i dopuszcza wiele interpretacji. Jeśli rozpatrywać Aż poleje się krew w sposób dosłowny, otrzymamy przypowieść o destrukcyjnej sile pieniądza, która konsumuje i niszczy wszystko na swej drodze. Daniel ma obok siebie syna i jest szczęśliwy, dopóki nie wpada w tryby brutalnego kapitalizmu, przedkładając pogoń za pieniądzem i zawodowe spełnienie nad rodzinę i spokojną egzystencję. Zmienia się w bezwzględnego, brutalnego i podstępnego przedsiębiorcę, bez skrupułów wykorzystującego swoje możliwości. Kapitalizm Daniela znajduje jednak godnego przeciwnika w osobie Eliego, pastora uosabiającego religijną ciemnotę, fałszywego proroka widzącego w nafciarzu zagrożenie mogące wyrwać wiernych z opiumowego snu, jakim są nabożeństwa, pełne kłamstwa i obłudy. W takim ujęciu ich konflikt jest walką dwóch szatanów nad duszami prostych ludzi, którzy – niezależnie od tego, która strona wygra – ulegną nieodwracalnej zmianie.
Jednak jeśli sięgnąć głębiej, można dojść do wniosku niemal odwrotnego – poszukiwania Daniela nie są celem, ale raczej środkiem zastępczym, mającym zaleczyć jego ból, samotność i frustrację. Środkiem przeciwbólowym, w którym topi swoje rozczarowania związane z ludźmi. W końcu widzimy przecież, że i Plainview może być szczęśliwy, potrafi dbać o swego syna i cieszyć się z powrotu brata. Czy więc jego zgorzknienie nie jest reakcją na bezwzględność świata, który pragnie go zgnieść, on zaś, by przetrwać, musi stać się jeszcze gorszy?
Ten dramat człowieka uwikłanego w bezlitosne tryby społeczeństwa i biznesu dodatkowo podkreśla oprawa: zimna, nieprzystępna, szorstka i niezwykle piękna. Film pozbawiony jest w zasadzie wszelkich wizualnych wodotrysków, widz nie uświadczy tu porażających efektów specjalnych, a mimo to zdjęcia Roberta Elswita nadają miejscu akcji niemal epicki charakter. Małe miasteczko, ogromne i nieprzystępne tereny Kalifornii, pustkowia transformowane rękami zdeterminowanych przedsiębiorców – widoki te same w sobie niosą ogromny ładunek emocjonalny, dodatkowo wzmacniany poprzez dramatyczne wybory Daniela. Niczym nadczłowiek, bóg niemal, stoi nad tymi niekończącymi się połaciami ziemi, patrzy z góry na twardą naturę, której wydał wojnę i z którą zamierza wygrać za wszelką cenę. Rewelacyjnie wypada to skontrastowanie ogromu przestrzeni z determinacją człowieka, a spokojna, ascetyczna niemal muzyka autorstwa Jonny’ego Greenwooda dodatkowo ten nastrój podkreśla. Aż poleje się krew to film z gatunku tych, które należy koniecznie oglądać na dużym ekranie i z dobrym, mocnym dźwiękiem. Odczucie zimnej perfekcji i szorstkości uderza wtedy w widza z całą mocą.
Osobne słowo należy się aktorstwu. Choć postaci przewija się przez ekran wiele, tak naprawdę cały dramatyzm i napięcie skoncentrowane jest wokół dwóch bohaterów: Eliego i Daniela. Paul Dano wcielający się w rolę wyrachowanego pastora jest świetny: od samego początku od duchownego promieniuje coś, co powoduje w widzu niechęć i każe mieć się przed nim na baczności. Dano kreuje wiarygodną postać świętoszka nowego wieku: pod maską świątobliwości, nawiedzenia czy religijnego szału ukrywa się wyrachowany, pozbawiony skrupułów i mściwy karierowicz, świadomy możliwości, jakie daje jego status pastora. Nie waha się przed niczym, byle tylko osiągnąć wyznaczone cele – nawet, jeśli w grę wchodzi ukorzenie się przed kimś, kim gardzi. Gra Dano, w której łączy jurodiwego z rajskim wężem, świetnie pokazuje zakłamanie Eliego.
Ale i on blednie przy kreacji Daniela Day-Lewisa. Nagrodzona Oscarem rola Daniela jest niewątpliwie jednym z najlepszych dokonań aktora i elementem, który czyni film tak druzgocącym. Plainview w jego interpretacji jest przerażająco ludzki, niezależnie od tego, czy widzimy go na wczesnym etapie jego kariery, czy też już całkowicie zaangażowanego w swoje przedsięwzięcia naftowe. Gra Day-Lewisa dodaje dodatkowego dramatyzmu powolnej drodze Daniela w dół, do całkowitego zgorzknienia i osamotnienia, odcięcia się od resztek ludzkich uczuć, jakie ktoś mógł jeszcze w stosunku do niego żywić. Jednak czy to w chwili największego tryumfu, gdy nafciarz przypomina boga, czy też na samym dnie, gra Day-Lewisa pozostaje tak samo ekspresywna i elektryzująca.
Słowo o specyfikacji płyty: obraz 16:9, dźwięk 5.1, możliwość wyboru lektora i napisów. Dodatków – ku mojemu rozczarowaniu – wielu nie przewidziano. W zasadzie jedynym jest piętnastominutowy reportaż dokumentujący proces zbierania informacji o tamtym okresie, pracy nafciarzy i codziennym życiu mieszkańców miasteczek rozrastających się dzięki ropie. Film skonstruowany jest niczym film niemy i całkowicie pozbawiony komentarza, co z początku nieco mi przeszkadzało. Okazało się jednak, iż sam obraz wystarczy: następujące naprzemiennie archiwalne fotografie, stare filmy i skonfrontowane z nimi ujęcia filmu Andersona dają pojęcie, jak szczegółowy materiał zebrano i jak drobiazgowe było przygotowanie ekipy.
Aż poleje się krew to jeden z tych filmów, które znać należy. W sposób mistrzowski operuje środkami filmowymi tworząc porażającą historię ludzkiej determinacji, bezwzględności i szaleństwa. To studium niszczącego działania chciwości i nienawiści, poparte rewelacyjną rolą Daniela Day-Lewisa wcina się w głowę i za nic nie chce jej opuścić. Zresztą i po co? Genialne filmy powinno się pamiętać latami.