Aleksandra Ruda – Odnaleźć swą drogę

Studia… Okres nauki i zabawy. Specyficzny do granic możliwości i jeden z najciekawszych w życiu. A gdyby tak dołożyć do tego odrobinę magii? Szkoła w Hogwarcie już była, ale do niej zaliczyć można podstawówkę i liceum. Czas teraz, by sięgnąć dalej w magiczną edukację, napisać maturę i utknąć w wykładowczych salach.
Co ciekawe, z takimi uczelniami głównie spotykałam się u pisarzy zza wschodniej granicy, a konkretniej – u pisarek Rosji czy Ukrainy. I tu pojawia się Aleksandra Ruda i jej powieść Odnaleźć swą drogę. Opis pisarki na okładce jest zaiste intrygujący, szczególnie zaś fragment: „Nocami pisuje bajki, słucha rocka i ogląda anime”. Jeśli dodać do tego jej macierzyństwo, robiony doktorat oraz rocznik ’82, wychodzi ciekawa mieszanka.

Któż jest głównym bohaterem? Bez specjalnego zaskakiwania mogę napisać, że młoda dziewczyna, z ciętym językiem i pełnią wdzięku absolwentka prowincjonalnego liceum, której ambicje wiodą do Uniwersytetu Nauk Magicznych w Czystiakowie. Tam trafia na Wydział Magii Teoretycznej i Przekształceń Magicznej Energii, tylko i wyłącznie dlatego, że jej sprawność fizyczna wzbudziłaby trwogę w niejednym trenerze. No tak… Powiedzmy sobie szczerze, że magia teoretyczna szczytem marzeń nie jest, a w porównaniu do studiów magii bojowej czy praktycznej wypada niezwykle mizernie. Jednak Olgierda Lacha się nie zniechęca, słusznie uważając, że lepsze to niż nic. Spokojnie, w miarę, studiuje magię wykreślną z wizją siebie jako Mistrza Artefaktów jako motywację, przyjaźni się z półkrasnoludem (oj tak, niezwykle ciekawa historia, zdecydowanie warta przyjrzenia się jej bliżej), razem przemycają najróżniejsze trunki tworzone przez ziomków owego krasnoluda do akademickich, i nie tylko, knajp, znajdują całe masy kłopotów oraz rozprawiają się ze swoimi wrogami postaci wszelakiej – od wrednych współstudiujących, przez nawiedzone upiory, na egzaminach kończąc. Zdecydowanie nie można zarzucić im nudy. A jak to jeszcze w wypadku heroin bywa, obok wciąż kręci się miłość, bliżej lub dalej.
Przechodząc do samego wykreowanego świata – jest on dość niesamowity. Z najmilszą chęcią chciałabym studiować na podobnej uczelni i mieć równie zajmujące praktyki. Cały kampus, studenci, wykładowcy i ich powoli toczące się od sesji do sesji życie pokazane jest bardzo naturalnie i zajmująco, a połączenie podobnej do naszej, realnej, codzienności ze smaczkami, które mogłaby wprowadzić wszechobecna magia, wypada znakomicie. Sami spróbujcie sobie wyobrazić psoty studentów, gdy w ich repertuarze znajdą się dodatkowo siły nadprzyrodzone. Prawda, że kusząca wizja? Dodatkiem do codzienności jest obecność różnych ras w miasteczku – krasnoludów i elfów. I o ile pierwsi z nich przedstawieni są dość sympatycznie – jako wspaniali rzemieślnicy, handlarze i towarzysze kieliszka – to drudzy zdecydowanie mniej w sobie mają uroku – zadufani, spoglądający z wyższością na wszystkich od nich innych, próżni i wredni. A gdy do tego dochodzi egzamin z języka elfickiego i jego zawiłości… Rozumiecie sami.
Sam świat stworzony przez Rudą to wielki plus, niezwykle dużo w nim smaków, które tylko uprzyjemniają jego poznawanie (przykładem może służyć zmieniający kobiety jak rękawiczki władca państwa, który dzięki każdej nowej konkubinie wprowadza odpowiadające trendy w modzie, jak choćby rodzaj figury i fryzury). Jego powolne ukazywanie się, bynajmniej nie nudzące, to też duży atut. By to wszystko mogło zachwycić potrzebne jest odpowiednie medium przekazu, a język, jakim się pisarka posługuje, zasługuje na brawa. Jest lekki, przyjemny, niewymuszony humor tryska zewsząd – komizm sytuacyjny, słowny, postaci. Książkę się pochłania z niekłamaną przyjemnością i nieschodzącym uśmiechem na twarzy.
Niestety i tu pojawiły się niejakie zgrzyty. Do minusów trzeba zaliczyć powtarzalność. Często miałam wrażenie deja vu; widać lektura dwóch podobnych pozycji miała duży wpływ na mój odbiór tej historii. Pokrewne bohaterki znalazłam już nie raz. Tak samo ci, którzy od książek wymagają czegoś więcej niż rozrywki, nie znajdą tu nic dla siebie. Odnaleźć swą drogę to opowiastka zdecydowanie stworzona by bawić i szukanie w niej głębszych przekazów nie przyniesie zadowalających rezultatów.

Mimo wszystko książkę mogę polecić, jeśli ktoś chce miło wypełnić wolny czas. Zdecydowanie potrafi poprawić humor i pozwala się odprężyć, co najpewniej zamiarem pisarki było.

data wydania:      lipiec 2010
tytuł oryginału:     Найти свою дорогу
tłumaczenie:        Monika Jasudowicz
ISBN-13:             978-83-7574-146-9
wymiary:             125 x 205
liczba stron:         464
oprawa:              miękka
seria:                 Obca Krew