Nie da się czytać tomu esejów Zadie Smith z chłodnym dystansem. Po prostu się nie da – ani kiedy pisze o literaturze, ani kiedy przez pryzmat dawno minionych świątecznych spotkań rodzinnych, ani gdy recenzuje multipleksowe hity 2006 roku. Czytając te eseje można niemal wyczuć w powietrzu drżenie podekscytowania z odkrywanych raz po raz na nowo fascynujących zjawisk.
Na tom składają się teksty napisane niejako przy okazji – „przyklejone” do zdarzeń czy sytuacji, zamówione raz tu, raz tam – według deklaracji autorki – ideologicznie niespójne…
Jednak zebrane razem, ułożone w konkretnym porządku, zrozumiałym dla czytelnika, tworzą mocną i przemyślaną konstrukcję.







