alt Magdalena Knedler – felietonistka, recenzentka, autorka wielu tekstów od dawna pojawiających się na Obliczach Kultury. Pan Darcy nie żyje to jej debiut powieściowy, świeży, oryginalny kryminał, którego akcja nawiązuje do brytyjskiej tradycji – raz do roku przynajmniej jedna ekranizacja którejś z powieści Jane Austen!

W obliczu debiutu literackiego jestem zazwyczaj, chcąc nie chcąc, ostrożnie sceptyczna. Dziesiątki rozczarowań i setki przeczytanych „bylejakości” nie pozwalają mi już wierzyć w to, że pojawi się autor, którego pierwsza powieść będzie bezbłędna. Z góry zakładam, że natknę się na niezmiennie popełniane przez początkujących pisarzy potknięcia, a to pozwala mi ograniczyć frustrację do minimum.

Każda reguła ma swoje wyjątki. W przypadku Magdy Knedler mogłam mieć pewność, że jej stylowi nie będzie można niczego zarzucić – znałam wcześniej jej recenzje, felietony, wiedziałam, że ma lekkie pióro i doskonały warsztat. Jednak co z fabułą, z konstrukcją postaci? Co z dialogami, które bywają piętą achillesową debiutantów (i nie tylko)?

Rzut okiem na okładkę (postarajcie się nie wyobrażać sobie tego dosłownie!) oraz wczytanie się w zapowiedź treści rozwiały większość wątpliwości, podstępnie pełzających po nadziei na doskonałą lekturę. Kryminał, którego akcja toczy się na planie filmowym, bohaterowie, mający za zadanie wcielenie się w postaci wykreowane dwieście lat wcześniej przez Jane Austen oraz nawiązania do brytyjskiej kultury – wszystko wskazywało na to, że nawet jeśli w Pan Darcy nie żyje znajdą się jakieś potknięcia, to z radością przymknę na nie oko, bo zagłuszy je tematyka sprawiająca mi olbrzymią przyjemność.

Oka przymykać nie musiałam. Co więcej, jedno i drugie ślepie miałam szeroko otwarte ze zdumienia. Nawet długo w noc, bo tę książkę można odłożyć na bok tylko wówczas, gdy ma się wyjątkowo silny charakter, a ja takowego – w obliczu dobrych powieści – nie posiadam. Od wieków nie czytałam tak udanego debiutu, sporo też wody Wisła do morza wtłoczyła od chwili, w której ostatnio tak głośno się śmiałam podczas czytania. Wszystkie moje obawy uciekły gdzie pieprz rośnie. Zatopiłam się w lekturze, zachwyciłam niewymuszonym i dojrzałym stylem autorki, naturalnym, ciętym i dowcipnym językiem, jakim przemawiają postaci, a przede wszystkim wciągającą, niebanalną i pełną intrygujących smaczków fabułą.

Duma i uprzedzenie stała się inspiracją do stworzenia czegoś świeżego. Powiem szczerze i prosto z mostu – zazdroszczę Magdzie Knedler tego, że napisała powieść o czymś, co kocha, co ją fascynuje. Ja nie miałabym tyle odwagi, bałabym się, że popadnę w przesadę, sentymentalne i szczeniackie zachwyty, że skupię się na dziesiątkach szczegółów, które – ważne dla mnie – dla czytelników będą niezrozumiałe i nieciekawe. Autorce Pana Darcy’ego udało się nie wpaść w żadną z tych pułapek, ominęła je z daleka, nawet się do nich nie zbliżając. Jej książka nie jest kopią, kontynuacją, nie czerpie z powieści Austen niczego poza tym, że staje się ona dla niej bodźcem do rozważań nad ciągłością kultury i nad niesamowitym wpływem wyobraźni Jane, dziewczyny żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku, na literaturę i kinematografię kolejnych wieków.

Kto z nas nie pamięta Colina Firtha, który spoglądał na Jennifer Ehle z wielkopańską dumą, a jednocześnie głębokim cierpieniem i tęsknotą w oczach? Czy ktokolwiek będzie jeszcze w stanie lepiej zagrać rolę Darcy’ego? Anglicy zdają się mieć ciągle nadzieję, że uda im się w końcu trafić na kogoś takiego i co jakiś czas na tapetę wraca temat kolejnej ekranizacji Dumy i uprzedzenia. Dla Magdaleny Knedler stało się to punktem wyjścia dla doskonale wymyślonej opowieści o perypetiach oraz większych i mniejszych dramatach ludzi, którzy prowadzą nietypowy styl życia – aktorów, reżyserów, scenarzystów, itp.

Na tle sielskich angielskich krajobrazów, w murach pięknego pałacu Bridebridge Hall, toczy się bezpardonowa walka. Bohaterowie zmagają się z przeciwnościami losu, z własnymi lękami i słabościami oraz z rywalami, od pokonania których zależy ich dalsze „być lub nie być” w branży filmowej. Poważna tematyka jest zrównoważona doskonałym, chwilami niemal brytyjskim, humorem sytuacyjnym i językowym, który wylewa się z książki na wszystkie strony. To nie koniec zalet. Wierzcie mi lub nie wierzcie, ale choćbyście nie wiem jak bardzo się starali, to za Chiny Ludowe nie zgadniecie przed czasem, kto jest mordercą niedoszłego odtwórcy roli pana Darcy’ego. Autorka będzie wodzić Was za nos i inteligentnie podsuwać fałszywe tropy, tak zmyślnie wplecione w akcję, że nawet do głowy Wam nie przyjdzie, jak bardzo sobie z Wami pogrywa!

Pan Darcy nie żyje to kryminał, który nie epatuje tak popularną ostatnio brutalnością, ale skupia się na bohaterach i zagadce. To take powieść obyczajowa z wyraziście zarysowanym tłem społecznym. Połączone ze sobą tworzą świeżą mieszankę wybuchową. I nie martwcie się, jeśli nie macie większego pojęcia o angielskim przemyśle filmowym – autorka Wam wszystko wytłumaczy, bez przesadyzmu i zarzucania Was szczegółami. Jedyne, o czym musicie pamiętać, to o tym, by starać się podczas lektury nie spożywać niczego, czym moglibyście się drastycznie zakrztusić. Ze śmiechu i ze zdziwienia.

Książkę Magdy Knedler możecie czytać nawet wówczas, gdy nie wiecie, o czym jest Duma i uprzedzenie i nie widzieliście nigdy na oczy Colina Firtha (jest tutaj ktoś taki?). Nawet wówczas, gdy w ogóle nie interesuje was brytyjskie kino i XIX-wieczna literatura. Pan Darcy nie żyje i tak Wam się spodoba!

Zapraszamy do lektury fragmentu książki!

Autorka: Magdalena Knedler
Tytuł: Pan Darcy nie żyje
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 344
Oprawa: półtwarda
ISBN: 9788379762781
Kategoria: powieść obyczajowo-kryminalna, komedia

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie