Okładka w dość dosadny sposób obrazuje, wokół czego zbudowano narrację komiksu. Broda – gigantyczna, jak głosi tytuł, rozlewa się na całą oprawę tej słusznych rozmiarów publikacji. Zachwyca prostotą, zaciekawia i bezczelnie zmusza do lektury. Niezwykle satysfakcjonującej, trzeba przyznać.

Polski wydawca zadbał o to, by książka w żaden sposób nie odbiegała od oryginału pod względem projektu graficznego i gabarytów. To one właśnie ponoszą winę za to, że Gigantyczna broda, która była złem nie jest najlepszym towarzyszem podróży. Interpunkcja w wydaniu oryginalnym jest stosowana przez autora z niebywałą dezynwolturą. Polskie wydanie odzwierciedla oryginał także w tym względzie – uprzedza adnotacja na wstępie. Rzeczywiście, można dostrzec pewną swobodę w posługiwaniu się interpunkcyjnym dobrodziejstwem. Chciałabym jednak przekonać poprawnościowych ortodoksów, że w żaden sposób nie pomniejsza to przyjemności z odbioru treści. Dajcie Collinsowi szansę.

Twierdzenie, że komiks nie jest wyłącznie bezrefleksyjną rozrywką, przestało już kogokolwiek dziwić. Niezależnie od tego, czy fabuła toczy się wokół superbohatera, czy postaci wybitnie wręcz przeciętnej, instynktownie doszukujemy się tzw. drugiego dna. Narzędziem Stephena Collinsa stał się szary śmiertelnik oraz jego równie bezbarwne, obrzydliwie perfekcyjne i przewidywalne sąsiedztwo. Zanim jednak odbiorca zdąży znużyć się monotonią Tutaj, autor powoli uświadamia mu, że tuż pod powierzchnią wszechrzeczy kryje się nieznane. A powierzchnia pilnuje by pozostało to niepokazane. Niepokojący wstęp prowadzi do wyjaśnienia reguł, jakimi rządzi się świat Dave’a, głównego bohatera komiksu. Mieszkaniec wyspy Tutaj otoczony jest przez nieprawdopodobną czystość i doskonałość przejawiające się w kształcie drzew, rozkładzie ulic, a przede wszystkim w owłosieniu społeczeństwa (a raczej jego braku). Jej w pełni okiełznane piękno kończy się jednak wraz z brzegiem morza kryjącego wielką mroczną czeluść. Za nim bowiem znajduje się potworne Tam, gdzie króluje złowieszczy chaos.

Dave woli pozostawać w swojej strefie komfortu, dlatego usilnie stara się kierować myśli z dala od mitycznego siedliska okropności. Jest to zadanie o tyle trudne, że jako jeden z nielicznych zamieszkuje teren sąsiadujący z brzegiem niepokojąco szumiącego morza. Stephen Collins skutecznie zaszczepia czytelnikowi wrażenie, że w kierunku Tutaj nieuchronnie zbliża się coś, co zburzy jego ład – a może już kiełkuje na wyspie? Zwiastunem katastrofy jest bez wątpienia Dave i jego nieposkromione refleksje nad schludną codziennością. Nader gorzkie refleksje: może, któregoś pięknego słonecznego dnia, cały uporządkowany świat Tutaj tak po prostu się rozpadnie. Tak prowadzona narracja musi ostatecznie doprowadzić do dramatycznego rozwoju akcji. Nie zamierzam jednak opisywać koszmaru rozpoczętego w dniu, w którym statystyki ogarnął niewytłumaczalny… nieład.

Stephen Collins zaplótł w gigantycznej brodzie wiele ironii znajdującej odzwierciedlenie w rzeczywistości. Każdy z nas walczy z własnym Tam kryjącym głębię lęków i dziwactw. Przykład Dave’a pokazuje jednak, iż nawet utopijny kamuflaż nie stłumi chaosu i nie uchroni przed nadciągającą konfrontacją. Gigantyczna broda, która była złem to trafna analiza społecznych obaw, a przy tym czysta przyjemność płynąca zarówno z formy, jak i treści. Ilustracje zachwycają bowiem pozorną prostotą, podczas gdy scenariusz nie pozwala opuścić Dave’a do samego końca. Aż trudno uwierzyć, że debiut może być równie udany. Gratulacje, panie Collins!

Tytuł: Gigantyczna broda, która była złem
Autor: Stephen Collins
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Oprawa: twarda
Format: 215×295 mm
Liczba stron: 236
Rok wydania: 2015
Wydanie: pierwsze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *