Nie lubię czytać książek, w których na pierwszy plan wysuwa się pogoń za miłością, migdalenie się i harlequinowa czułostkowość. Opowieści o romansach jestem w stanie znieść tylko wówczas, gdy są one historycznie udokumentowane, a przy tym przesadnie nie opanowują fabuły. Z tego też powodu bałam się trochę, że Emilię zdominują sceny, w których za bohaterką lata Kupidyn, strzelając na oślep w Tatarów, tajemniczych wojowników, angielskich lordów, itp. Zaufałam jednak intuicji i bardzo, bardzo się z tego cieszę, gdyż umieszczanie książki Doroty Ponińskiej pod tagiem „romans” jest, z mojego punktu widzenia, zdecydowanie krzywdzące.
Tak oczarowały mnie przygody młodej dziewczyny wyruszającej ze znajdującego się pod rosyjskim zaborem Wilna, opisy życia w Stambule, sytuacji kobiet w kulturze osmańskiej, mentalności Anglików czy działalności Polaków na obczyźnie, że nie zwracałam uwagi na momenty, w których serduszko Emilii biło trochę szybciej z powodu obecności w pobliżu takiego czy innego mężczyzny. Najważniejsze było dla mnie to, że uczucia, jeden z wielu elementów tworzących historię głównej bohaterki, są przede wszystkim pretekstem do głębszego wniknięcia w mechanizmy rządzące ówczesną rzeczywistością. Z jednej strony będzie to brytyjskie dążenie do narzucenia całemu światu własnej wizji cywilizacji, z drugiej – walka Turków o możliwość zachowania autonomii i odrębności kulturowej.
Zaimponowała mi nie tylko wiedza, z jaką Dorota Ponińska wprowadziła do swojej książki szereg pasjonujących motywów, jej znajomość kultury Orientu i związków przyczynowo-skutkowych rządzących ówczesną Europą. Warto docenić także to, jak autorka lekko i płynnie, bez silenia się na sztuczną fachowość, wciąga czytelnika w skomplikowaną tematykę. Śledząc z zapartym tchem poczynania Emilii uczymy się jednocześnie, jak wyglądało życie codzienne w normalnym stambulskim domu i chłoniemy wiedzę o działalności księcia Adama Czartoryskiego w Paryżu. Pod tym względem Podróż po miłość wyróżnia się na tle setek mniej elokwentnie skonstruowanych współczesnych powieści.
Autorka sprawnie lawiruje po mnogich wątkach, żadnego nie akcentując na siłę, ale także żadnego nie trącając jedynie długopisem. Osobiście tęsknie (i daremnie) wyglądałam jeszcze szerszego rozwinięcia tematu aktywności polskich emigrantów w Stambule czy rozprzestrzeniania się brytyjskich wpływów na Bliskim Wschodzie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że powieść nie miała być przeładowanym faktami traktatem o europejskich stosunkach politycznych. Emilia jest historią dziewczyny, która niespodziewanie ląduje w świecie egzotycznym, pełnym sprzeczności, grozy, ale i piękna – a my poznajemy ten świat z jej perspektywy.
Bywały momenty, w których czułam się lekko zszokowana sposobem, w jaki autorka dąży do obalania stereotypów, do akcentowania różnic między mentalnością córki polskiego powstańca, a tureckiego wielbiciela trzynastowiecznej poezji i filozofii – na korzyść tego drugiego. Przekonanie Zakira o tym, iż miłość między dwojgiem ludzi stoi ponad wszystkim i jest ważniejsza od przynależności narodowej, wolności i wiary, było dla mnie swoistą herezją – biorąc pod uwagę czasy, w których toczy się akcja. Tym bardziej, że nie jest on jedyną postacią o takich poglądach. Trzeba było otworzyć szerzej umysł i pamiętać, że dany światopogląd zawsze zależy od postaci, która go prezentuje. Naiwność Emilii, bardzo młodej kobiety, która wchodzącej dopiero w dorosłe życie, jej nieprzystosowanie i nieukształtowany charakter sprawiały, że dziewczyna poszukiwała własnej drogi, opierając się na tym, co usłyszała od ludzi o poglądach dojrzałych i ukształtowanych przez doświadczenie.
Nie przeczę, że powieść jest trochę baśniową, odrobinę za mocno posłodzoną opowieścią o Kopciuszku, który wyrusza z wileńskiego klasztoru po to, by niemal zostać żoną angielskiego lorda, a ostatecznie wylądować w tureckim haremie. Ckliwa miejscami i melodramatyczna bajka jest jednak doskonale zrównoważona wplatanymi nieustannie wzmiankami o historii narodów i społeczeństw, a przede wszystkim o kulturze – zarówno polskiej, jak i tureckiej. Odnoszę wrażenie, że Dorota Ponińska zapragnęła odczarować – mocno w nas zakorzeniony i pokutujący od wieków – mit okrutnego muzułmanina, morderczego islamu i uświęconego przez tradycję oraz religię poniżania kobiet.
I wiecie co? Po lekturze zaczęło mi się marzyć życie w XIX-wiecznym Stambule, mieszkanie w zamożnym tureckim haremie, w którym kobieta, wbrew czarnej legendzie, była niejednokrotnie szanowana i uwielbiana, codzienne upiększanie się w hammamie i oddawanie się zaspokajaniu własnych potrzeb – cielesnych i duchowych. Będąc na miejscu kobiet takich jak Gülşen czy Aysun, patrzyłabym z przerażeniem na ludzi Zachodu, którzy przekonani o własnej nieomylności, usiłowaliby wmówić mi, moje życie nie ma wartości i trzeba mnie wyzwolić z jego okowów.
Dorota Ponińska posługuje się piękną polszczyzną, jej styl jest przebogaty, a jednocześnie zwięzły – autorka nie rozwodzi się w nad nieistotnymi szczegółami, każde słowo, którego używa, ma znaczenie, każda scena jest istotna dla rozwoju akcji. Cykl Podróż po miłość jest jej debiutem. Ta świadomość o lata świetlne cofa moją decyzję, by rozpocząć karierę powieściopisarki – bo ciężko będzie przeskoczyć tak wysoko postawioną poprzeczkę.
Autorka: Dorota Ponińska
Tytuł: Podróż po miłość. Emilia
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka
ISBN: 9788310124197
Kategoria: beletrystyka historyczna, powieść obyczajowa
Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie