Biorąc do ręki powieść nieznanej mi amerykańskiej pisarki Laury Moriarty, nie miałam wielkich oczekiwań. Liczyłam po prostu na relaksujące chwile z lekką obyczajówką, do której przyciągnęło mnie miejsce akcji – Nowy Jork lat 20-tych XX wieku – oraz fabuła oparta na losach dwóch skazanych na swoje towarzystwo kobiet o odmiennych charakterach, z których jedną miała być przyszła gwiazda kina niemego, Loiuse Brooks. Wszystko to brzmiało na tyle intrygująco, że bez wahania sięgnęłam po lekturę. Nie ukrywam, że spora w tym zasługa blurba, który umiejętnie podsycił moją ciekawość, nie ujawniając praktycznie żadnych strategicznych elementów fabuły, a już z całą pewnością nie przygotowując na ogromne bogactwo i wielowymiarowość treści, która okazała się dla mnie olbrzymim, fantastycznym zaskoczeniem.

Wichita w stanie Kansas, 1921 rok.
36-letnia Cora Carlisle, stateczna i poważana mężatka, podpora miejscowej społeczności, zostaje przyzwoitką piętnastoletniej Louise Brooks, którą rodzice wysyłają do prestiżowej nowojorskiej szkoły tańca. Nie kieruje nią chęć zarobku ani przeżycia przygody – Cora ma swój własny interes w podróży do metropolii i początkowo nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim wyzwaniem będzie dotrzymywanie towarzystwa młodej, pięknej, ambitnej, ale też buntowniczej i aroganckiej pannie. Kiedy Louise spędza czas doskonaląc swoje umiejętności pod okiem najlepszych instruktorów, Cora poznaje Nowy Jork z zupełnie innej strony; odwiedzając dzielnice nędzy zamieszkane przez rzesze imigrantów, zagłębia się jednocześnie we własną, pełną sekretów przeszłość.

Zarys fabuły sugeruje opowieść o dwóch kobietach prezentujących skrajnie odmienne postawy życiowe, a więc zasadzającą się na nieuniknionym w takim przypadku konflikcie. Jednak fakt, że bohaterki dzieli całe pokolenie, a miejscem akcji jest najludniejsze i najprężniej rozwijające się miasto świata, jak żadne inne odzwierciedlające gwałtowne przemiany społeczno-obyczajowe lat 20-tych XX wieku, nie jest przypadkowy, a wręcz znaczący. Pobyt w Nowym Jorku staje się punktem zwrotnym w życiu obu bohaterek, zaś samo miasto, przechodzące głęboką metamorfozę, w którym jak nigdzie indziej mieszają się wpływy i tendencje wszystkich możliwych dziedzin życia i sztuki składając się na mozaikowy i reprezentatywny portret ówczesnego amerykańskiego społeczeństwa, wyrasta na niemal pełnoprawnego bohatera powieści.

Wszystko to sprawia, że fabuła Przyzwoitki nabiera wieloznaczności i głębi; przez pryzmat losów Louise i Cory czytelnik może obserwować burzliwe zmiany obyczajowe Ameryki w pierwszej połowie XX wieku.Wbrew pozorom to nie Louise jest dominującą bohaterką i to nie na jej losach koncentruje się fabuła. Owszem, jej krzykliwa, przytłaczająca, barwna osobowość zdaje się zawłaszczać fabułę, wręcz rozsadzać ramy powieści – w końcu szalenie ambitna, charakterna i niebywale utalentowana buntowniczka nie bez powodu stała się gwiazdą kina niemego i ikoną swoich czasów – jednak jej losy są zaledwie tłem dla opowieści o życiu Cory, od początku postaci nieco tajemniczej i skrytej, odrobinę pretensjonalnej, by nie rzec nudnej, pozbawionej fantazji realistki i tradycjonalistki. Wraz z rozwojem fabuły czytelnik przekonuje się, jak mylne było pierwsze wrażenie; krok po kroku poznaje dramatyczne wydarzenia z przeszłości bohaterki, które ukształtowały jej charakter i uczyniły ją taką, jaka jest. Nie mogę Wam zdradzić, w czym rzecz, niemniej przekonacie się, że bohaterka skrywa niejedną tajemnicę, zaś każda z nich – zważywszy na czasy, w jakich przyszło jej żyć – mogłaby doprowadzić ją i jej najbliższych do zguby.

Ironią losu jest to, że te dwie na swój sposób niezależne kobiety, z których każda ucieleśniała to, czego druga nie tolerowała i nie akceptowała, stały się dla siebie inspiracją; Louise odnalazła w swojej towarzyszce namiastkę matki, która dała jej motywację do działania i wiarę we własne możliwości oraz tak potrzebny zdrowy rozsądek wprowadzający element równowagi w jej impulsywną naturę. Cora pod wpływem dziewczyny wyrwała się z letargu, w jakim dotąd upływało jej życie i przekonała się, że warto walczyć o własne szczęście. I chociaż relacje, jakie między nimi się nawiązały, nie były specjalnie serdeczne czy wylewne, delikatna nić porozumienia zaistniała i mogła zaprocentować w przyszłości. Śledząc dalsze losy Cory i Louise czytelnik będzie mógł przekonać się, na ile zapoczątkowane wtedy zmiany były istotne i która z bohaterek potrafiła mądrze wykorzystać je w późniejszym życiu.

Przyzwoitka po prostu urzeka bogatą i barwną warstwą społeczno-obyczajową. Przepaść pokoleniowa między Louise a Corą uświadamia, jak wielki skok obyczajowy nastąpił w ciągu zaledwie dwudziestu lat. Najwyraźniej dostrzegalne różnice cechują modę i fryzury – podczas, gdy Cora wciąż wciska się w gorset i niewygodne, długie suknie, Louise cieszy się swobodą spódnic o skandalizującej długości przed kolana. Równie istotne są różnice w zachowaniu, postawach życiowych i oczekiwaniach wobec świata obu bohaterek – nie wszystkie są kwestią odmiennych doświadczeń życiowych i charakterów, niektóre są po prostu znakiem czasów – ale też ich otoczenia. W tym miejscu wkraczamy w obszar problemów społecznych zaakcentowanych w powieści. I ponownie osadzone są one głównie w środowisku Nowego Jorku (choć nie wszystkie – prowincjonalne miasteczko na Środkowym Zachodzie ma swoje problemy rasowe, Ku-Klux Klan czy Dust Bowl), które w latach 20-tych przeżywa swój boom gospodarczy i kulturalny. Okres prosperity ma jednak swoje ciemne oblicze, a jest nim problem rzesz imigrantów napływających do amerykańskiej metropolii w pogoni za lepszym życiem ze wszystkich stron świata. Niewyobrażalna nędza, przytułki zapełniające się sierotami, nielegalne adopcje, a raczej proceder noszący znamiona niewolnictwa, upadłe kobiety – wśród których zdarzają się i trzynastoletnie dziewczynki – oto druga strona medalu i rzeczywistość, którą poznajemy dzięki głównej bohaterce powieści.

Laura Moriarty rzecz jasna nie wyczerpuje tematu – raczej porusza go na tyle, na ile pozwala na to życiorys Cory Carlisle – niemniej jednak udało jej się zwrócić uwagę na niezwykle charakterystyczne i istotne bolączki określonego czasu i miejsca. To jednak nie wszystko, gdyż autorka pokusiła się o rozszerzenie perspektywy; tak umiejętnie pokierowała losami głównej bohaterki, że czytelnik ma okazję obserwować zmieniające się realia i obyczajowość Ameryki na przestrzeni dziesięcioleci – co prawda w kilku zaledwie aspektach, ale już tylko to jest niezwykłą przygodą. Wielki Kryzys i Dust Bowl, prohibicja, walka o równouprawnienie płci i prawo do stosowania antykoncepcji oraz kontroli narodzin, sytuacja imigrantów, kolorowych, kobiet, homoseksualistów – motywy o różnej wadze i natężeniu przydają fabule dramatyzmu i barw, nie przytłaczając jej jednakże; zgrabnie wplecione w losy głównej bohaterki tworzą fascynującą, wielowymiarową fabułę dostarczającą coś znacznie więcej, niż niezobowiązującą, prostą rozrywkę.

Przyzwoitka to intrygująca powieść oferująca o wiele więcej, niż można by się spodziewać. Wykreowanie fabuły zasadzającej się na grze kontrastów okazało się znakomitym posunięciem, i nie chodzi mi rzecz jasna tylko o skrajnie odmienne charaktery, postawy życiowe i styl bycia bohaterek, lecz o całą otoczkę społeczno-obyczajową; zderzenie wielkomiejskiej i małomiasteczkowej mentalności, jasne i ciemne strony nowojorskiej prosperity, historyczne zawirowania i ich wpływ na amerykańskie społeczeństwo na przestrzeni kilkudziesięciu lat ukazane przez pryzmat losów głównej bohaterki okazały się zaskakująco dobrym pomysłem na fabułę, w dodatku rewelacyjnie wykorzystanym. Nie mogłam sobie życzyć lepszej lektury.

Autorka: Laura Moriarty
Tytuł: Przyzwoitka
Tytuł oryginalu: The Chaperone
Przekład: Beata Hrycak
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: marzec 2014
Liczba stron: 410
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-63431-25-9
Kategoria: powieśc obyczajowa

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *