WroniecCała Polska czyta „Wrońca”.

Na księgarskim rynku audiobook to już standard. Kryteria takiego zakupu mogą być różne, choć domyślam się, że nie wybieramy  słuchanej książki z lenistwa. Bo jak nie czytamy, to i pewnie nie będziemy słuchać (pomijam tu przymusowe lektury szkolne). Kupujemy więc dla odmiany, by wieczorem przy zgaszonym świetle w sypialnianym zaciszu zatopić się w wybrany przez nas świat. Oczęta nieco odpoczną, może sen przyjdzie trochę wcześniej niż zwykle. Słuchamy też w aucie, wtedy nie klniemy zza kierownicy, to nas przeklinają za zagapienie się przy sygnalizacji świetlnej. Dzięki temu można też bardziej magicznie przeżyć długą podróż koleją…


„Wroniec”, czyli koszmarek Adasia, wpierw otrzymał przepiękną oprawę w postaci rysunków Jakuba Jabłońskiego. Teraz można z nim się zapoznać dzięki audiobookowi. Czyta Jan Peszek. I robi to na piątkę, a na celujący jest fraza Dukaja płynąca z głośnika. Średnią wyciągnijcie sobie sami.
Zaczarowany świat PRL-u czytany na głos wciąga, od pierwszych sekund wydaje się nie mniej atrakcyjny, niż ten podany na tradycyjnym nośniku ze ściętych drzew. Można się zasłuchać, naprawdę. Zdarzy się i powzdychać, i pokręcić głową. Cóż więc „pokona Wrońca?” – jeżeli by zacytować samego Dukaja. Odpowiem, że nic, książka broni się doskonale.

Teraz już wiem, „jak pokonać bubeki, tajniaki, złomoty, czołgi i gazy, (…), kiedy całe miasto zszarzane, kiedy ludzie prawie wszyscy zszarzeni”. Ano, kupić audiobooka i puścić na odtwarzaczu mp3. I warto zapoznać się z tym konkretnym nagraniem bez względu na to, czy znane jest Wam papierowe wydanie „Wrońca”.

A tych wszystkich, którzy nie są jeszcze przekonani co do samej lektury, odsyłam do swojego poprzedniego tekstu —> RECENZJA KSIĄŻKI WRONIEC

Autorem recenzji jest Michał Krzywicki.