Na księgarskim rynku audiobook to już standard. Kryteria takiego zakupu mogą być różne, choć domyślam się, że nie wybieramy słuchanej książki z lenistwa. Bo jak nie czytamy, to i pewnie nie będziemy słuchać (pomijam tu przymusowe lektury szkolne). Kupujemy więc dla odmiany, by wieczorem przy zgaszonym świetle w sypialnianym zaciszu zatopić się w wybrany przez nas świat. Oczęta nieco odpoczną, może sen przyjdzie trochę wcześniej niż zwykle. Słuchamy też w aucie, wtedy nie klniemy zza kierownicy, to nas przeklinają za zagapienie się przy sygnalizacji świetlnej. Dzięki temu można też bardziej magicznie przeżyć długą podróż koleją…
Zaczarowany świat PRL-u czytany na głos wciąga, od pierwszych sekund wydaje się nie mniej atrakcyjny, niż ten podany na tradycyjnym nośniku ze ściętych drzew. Można się zasłuchać, naprawdę. Zdarzy się i powzdychać, i pokręcić głową. Cóż więc „pokona Wrońca?” – jeżeli by zacytować samego Dukaja. Odpowiem, że nic, książka broni się doskonale.
Teraz już wiem, „jak pokonać bubeki, tajniaki, złomoty, czołgi i gazy, (…), kiedy całe miasto zszarzane, kiedy ludzie prawie wszyscy zszarzeni”. Ano, kupić audiobooka i puścić na odtwarzaczu mp3. I warto zapoznać się z tym konkretnym nagraniem bez względu na to, czy znane jest Wam papierowe wydanie „Wrońca”.
A tych wszystkich, którzy nie są jeszcze przekonani co do samej lektury, odsyłam do swojego poprzedniego tekstu —> RECENZJA KSIĄŻKI WRONIEC
Autorem recenzji jest Michał Krzywicki.