Tytuł Trzech panów na włóczędze wywołuje nieodparte i bardzo słuszne skojarzenia z klasycznym angielskim bestsellerem Trzech panów w łódce (nie licząc psa) autorstwa Jerome’a K. Jerome’a, dziennikarza i literata popularnego na Wyspach Brytyjskich na przełomie wieków XIX i XX. Powieść miała swe pierwsze wydanie równo w roku 1900, jednak dziś, po ponad stu latach od premiery, uwodzi świeżością języka i dowcipu, stanowi urokliwy portret Anglii i Niemiec sprzed wielu lat, niekiedy zaskakuje trafnością spostrzeżeń. Jeśli ktoś pokochał trzech panów z czasów łódki, koniecznie musi sięgnąć po tę pozycję; a jeśli nie mieliście dotąd w rękach prozy Jerome’a, trzeba to nadrobić…

Mamy tutaj tych samych (wzorowanych na prawdziwych osobach!) trzech bohaterów znanych z pierwszej książki Jerome’a: George’a, Harrisa i samego Jerome’a, który bierze na siebie wielką odpowiedzialność związaną z rolą narratora. Panowie reprezentują ten sam bezpretensjonalny wdzięk, błyskotliwy dowcip i talent do pakowania się w zdarzenia szczególnie obciążone tak zwanym humorem sytuacyjnym. Są tylko troszkę starsi, częściowo już pożenieni i dzieciaci (co ma swoje jasne i ciemniejsze strony), ustatkowani, a co za tym idzie – z tęsknotą wspominają swe dawne przygody. W tej sytuacji pomysł, by znów, jak za dawnych lat, wyruszyć w podróż (bez kobiet i dzieci!) bardzo łatwo znajduje drogę do ich serce i umysłów; pozostaje tylko przekonać żony…

Tak jak w przypadku Trzech panów w łódce… humor bije od pierwszych stron powieści, choć sam początek nie jest tak porywający, jak w poprzedniej powieści; tutaj Jerome jakby ciut później się rozkręca. Mimo to, dowcip jest w zasadzie tak samo świeży i urzekający jak we wcześniejszych przygodach naszego tria, Jerome nie obniża lotów, co nieczęste w przypadku kontynuacji.

Fabuła, podobnie jak w poprzedniej książce, jest jedynie pretekstem do otwarcia wielkiego wora z komicznymi anegdotami i wysypania jego zawartości wprost w chłonny umysł łaknącego rozrywki czytelnika (tudzież czytelniczki). Tym razem nasi panowie wyruszają do Niemiec, aby zwiedzić urokliwe zakątki tego kraju, jadąc na… rowerach. Najpierw więc Jerome serwuje nam dowcipne perypetie bohaterów związane z planowaniem i przygotowywaniem wyjazdu (niektóre sceny, w których panowie chcą przekonać małżonki do zezwolenia im na wyjazd są bezcenne i… przewrotne), a później, przez większość książki, opisuje zderzenie kultur i, czasem bezczelnie, ale częściej subtelnie, dworuje sobie z Niemców – ich akuratności, porządku, czy wręcz kompulsywnego przestrzegania prawa. Wszystko to czyni jednak z sympatią i wdziękiem. Szczególne wrażenie robi garść spostrzeżeń autora umieszczonych na ostatnich kartach powieści. W chwili, kiedy książka się ukazała, a więc w ostatnim roku XIX wieku, mogły być po prostu zabawne, jednak z perspektywy historii, po dwóch wojnach światowych, zaskakują trafnością.

Podobnie jak podczas lektury poprzedniej książki Jerome’a, tak i tutaj zaśmiewałam się na głos, co szczególne wrażenie robiło na współpasażerach środków miejskiego transportu. Znów mamy tu do czynienia z najlepszym przykładem angielskiego humoru i znakomicie opowiedzianymi anegdotami. Jerome nikomu nie przepuszcza, obrywa się więc i statecznym małżonkom, i ich dzieciom, i Niemcom, i Anglikom, a także… cyklistom. Ironia i absurd to główna broń autora – muszę przyznać, że jest to oręż, wobec którego pozostaję bezbronna. Doprawdy, niewiele jest książek, przy których bawiłam się tak dobrze.

Książka jest zdecydowanie warta przeczytania, najchętniej po uprzednim zapoznaniu się z pierwowzorem, ale niekoniecznie – fabuła stanowi tu bowiem odrębną całość. Niektórym czytelniczkom i czytelnikom zaznajomionym z pierwszą częścią brakować może wspaniałego psa Montmorencego, który płynął z panami łódką, jednak w wyprawie rowerowej już nie bierze udziału – na otarcie łez Jerome zaserwuje im jednak kilka godnych uwagi epizodów ze zwierzętami… Fabuła zresztą obywa się spokojnie bez Montmorencego, a to za sprawą wielu świeżych pomysłów, które Jerome wykrzesał z siebie na potrzeby tej książki. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć, ma ona bowiem wszelkie zalety dobrej kontynuacji – zachowuje klimat i jakość oryginału, a jednocześnie serwuje nam coś nowego i oryginalnego. No i wyciska z czytelników łzy szczerego śmiechu, a to walor nie do przecenienia!

O Trzech panach w łodce (nie licząc psa) oraz o tym, jak to się stało, że Jerome napisał te swoje genialne książki, przeczytasz TUTAJ. Polecamy!

Tytuł: Trzech panów na włóczędze
Autor: Jerome K. Jerome
Wydawca: Zysk i S-ka
Stron: 250
Oprawa: miękka
Format: 132×183
Tłumacz: Leszek Muszyński
Data wydania: 7 lutego 2012
Gatunek: powieść humorystyczna