Wyobraź sobie, że codziennie musisz mierzyć się z własnym umysłem, który płata ci figle, zwodzi cię i oszukuje. Wyobraź sobie, że z tego powodu odcinasz się od świata, zamykasz w swojej własnej rzeczywistości… I nagle stajesz się świadkiem morderstwa.

Na własne oczy to thriller sensacyjny z elementami kryminału. W 2012 roku Boston Globe okrzyknął powieść jednym z najlepszych kryminałów roku, a Library Journal – jedną z najlepszych książek. W zachwytach nad powieścią rozpływają się posiadacze takich nazwisk jak Stehpen King, Lee Child, Tessa Gerritsen i William Landay.  Po zaciętej rywalizacji z konkurencją prawa do zekranizowania nowego dzieła Linwooda Barclaya zakupił nie kto inny, jak wytwórnia Warnes Bros. Jak widać, powieść narobiła wokół siebie niemałego szumu…

Barclay dał się wcześniej poznać polskiemu czytelnikowi za sprawą powieści takich jak Największy lęk czy Za blisko domu. W tej drugiej również pojawia się motyw mimowolnego świadka morderstwa, jednak autor poprzestaje jedynie na nawiązaniu do tego pomysłu, oferując nam w nowej powieści fabułę oryginalną i świeżą. Jednocześnie nie próbuje kryć, że inspiracji szuka u Cornella Woolricha, autora opowiadania, które posłużyło w 1954 roku Hitchcockowi jako kanwa jego znakomitego filmu Okno na podwórze. W Na własne oczy również mamy bohatera zamkniętego w czterech ścianach; przyczyną jednak nie jest wymuszony wypadkiem bezruch, ale świadoma decyzja związana ze schizofrenią, na którą cierpi nasz bohater. Dla Thomasa Kilbride’a jego pokój stanowi bezpieczną twierdzę. Podczas gdy Jefferies z opowiadania Woolricha ogląda świat przez całkowicie analogowe okno, Kilbride wykorzystuje do tego celu nowoczesną, cyfrową technologię. Jego „oknem na świat” staje się program Whirl360.com umożliwiający (podobnie jak Google Street Viev) „zwiedzanie” niemal każdego zakątka świata. Thomas tymczasem wybiera się na „spacer” po Nowym Jorku i całkiem przypadkiem (?) widzi w jednym z okien coś, czego stanowczo nie chciał i nie powinien zobaczyć. Obraz z detalami wyrył się w jego pamięci, Thomas ma bowiem rzadki dar – fotograficzną pamięć.

Brat Thomasa, Roy, jest jego powiernikiem i łącznikiem ze światem zewnętrznym. To jemu nasz bohater zwykł zwierzać się ze swoich coraz bardziej zawikłanych i niewiarygodnych teorii. Roy wysłuchuje ich z dużym dystansem – w końcu jego brat cierpi na schizofrenię… Podobnie reaguje również na rewelacje brata dotyczące morderstwa. Mimo to, decyduje się zorganizować małe śledztwo, by uspokoić Thomasa… Efekty tego śledztwa studzą jednak jego sceptycyzm, zaś wywołują silny niepokój, wygląda bowiem na to, że obaj zostali wmanewrowani w bardzo niebezpieczną historię i zwabieni w śmiertelną pułapkę.

Na własne oczy uważa się za najlepszą powieść w dotychczasowym dorobku pisarza – i nie bez powodu. Atutami powieści są: świetnie skonstruowana fabuła, umiejętnie kreowany klimat niedopowiedzenia i napięcia, a także wiarygodna strona psychologiczna – zarówno w obszarze kreacji postaci, jak i sugestywnego obrazu zaburzeń psychicznych, które są udziałem głównego bohatera. Autor tym samym nie poprzestaje tylko na opowiedzeniu trzymającej w napięciu, wciągającej historii, ale zabiera też głos na temat sytuacji osób, które za sprawą swoich psychicznych zaburzeń doświadczają wykluczenia i marginalizacji, a także formułuje swoistą przestrogę przed niewłaściwym wykorzystywaniem globalnej sieci. Poza głównym, dopracowanym wątkiem zagadki tajemniczego morderstwa, autor wprowadza też wątki dodatkowe, jak choćby ten związany z tajemniczą śmiercią ojca braci Kilbride. Mimo splatania fabuły z wielu elementów, autor zachowuje godną podziwu precyzję jej konstrukcji, panuje nad całością, konsekwentnie prowadząc czytelnika wśród pułapek i ciemnych zaułków wykreowanej przez siebie zagadki… i umysłu głównego bohatera.

Na uwagę zasługuje także dopracowany warsztat literacki. Barclay nie tylko tworzy udaną intrygę, ale też dostarcza ją nam w odpowiednim opakowaniu. Język powieści jest stosunkowo prosty, ale dopracowany, tu i ówdzie okraszony dyskretnym humorem; brak tu irytujących dłużyzn czy dodanych na siłę fragmentów, dzięki czemu całość czyta się szybko i przyjemnie niemal od pierwszej do ostatniej strony. Fabułę zaś autor konstruuje tak, że byłaby wybornym tematem na nowoczesny serial kryminalny – w dobrze dobranych proporcjach dawkując napięcie i fundując czytelnikowi zwroty akcji, które wprowadzają nasze osobiste, czytelnicze „śledztwo” co chwilę na nowe tory. Dzięki temu powieść jest nie tylko rozrywką, ale też pewnym wyzwaniem – czytając, staramy się na własną rękę łączyć ze sobą tropy, cały czas mając w tyle głowy świadomość tego, że osoba, której oczami oglądamy przedstawiony w powieści świat, cierpi na poważne zaburzenia psychiczne. Pod tym względem opowiedziana tu historia przypomina nieco filmową Teorię spisku z Melem Gibsonem w tytułowej roli.

Linwood Barclay zapewnia nam więc dużo (500 stron!) inteligentnej i trzymającej w napięciu rozrywki, kreuje sugestywną atmosferę i ciekawe postacie, okraszając wszystko zaskakującym i satysfakcjonującym zakończeniem. W efekcie tych zabiegów Na własne oczy stanowi bardzo udaną powieść sensacyjno-kryminalną, oddziałującą na emocje czytelnika i przykuwającą uwagę od pierwszej strony. Dla fanek i fanów dobrego thrillera lektura ta będzie prawdziwą przyjemnością.

Tytuł: Na własne oczy
Tytuł oryginalny: Trust Your Eyes
Autor: Linwood Barclay
Tłumaczenie: Jarosław Fejdych
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Wydanie polskie: 2014
Liczba stron: 500
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Kategoria: kryminał, thriller, sensacja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *