Grudzień 2004, południowe wybrzeże Sri Lanki: Fala miała (…) ponad dziewięć metrów wysokości. Przetaczała się po ziemi z prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę. Wdarła się na ponad trzy kilometry w głąb lądu, a potem cofnęła do oceanu. Podwodne trzęsienie ziemi spowodowane przemieszczeniem się płyt tektonicznych i największa klęska żywiołowa zarazem – tsunami. Ogromna skala zniszczenia, wszechobecna śmierć, cierpienie, smutek, żal i pustka. Pustka, której nikt i nic nigdy nie zapełni. O własnej tragedii opowiedziała Sonali Deraniyagala, która podczas tsunami straciła męża, dwóch synów i rodziców. Jej Tsunami to przede wszystkim powrót do dramatycznych chwil, próba przezwyciężenia traumy, jakiej doświadczyła po śmierci ukochanych osób oraz hołd złożony ich pamięci.

Sonali Deraniyagala razem z całą rodziną (8-letnim synem Vikramem i 5-letnim Mallim, mężem oraz rodzicami) przebywała w Yali, parku narodowym na południowo-wschodnim wybrzeżu Sri Lanki, kiedy nadciągnęło tsunami. Praktycznie niczego złego nie przeczuwali, czuli się bezpiecznie w przytulnym pokoju hotelowym, mieli plany, chcieli je realizować. W ułamku sekundy zamiast raju, jakim wydawało się miejsce ich pobytu, autorka miała przed oczyma ‘krajobraz zniszczenia’: Otoczenie było tu tak samo zdeformowane jak ja. Moje miejsce było tutaj, myślała. Jej najbliżsi zaginęli i nie było praktycznie żadnych szans na ich uratowanie. Nadzieja autorki stopniowo gasła, kiedy docierał do niej rozmiar klęski: Musiałam się skurczyć. Znikłam w ciemnościach. Zamknęłam się w pokoju. Nawet gdy zasłony były zaciągnięte, cała nakrywałam się kołdrą, razem z głową. Sonali była rozchwiana emocjonalnie, bezsilna, nie mogła uwierzyć, że to nieszczęście zdarzyło się właśnie jej, nie potrafiła pogodzić się z odejściem najbliższych. Nie mówiła, co się stało, bo stałoby się to dla niej wreszcie realne: Chciałam zostać w nierzeczywistym świecie, w nieświadomości. Dlatego nie rozmawiałam z nikim i o nic nie prosiłam.

Pogrążona w depresji miała myśli samobójcze, dlatego rodzina i przyjaciele pilnowali jej w dzień i w nocy. A ona wciąż szukała w internecie, jak skutecznie się zabić. Zaczęła pić, z czasem popijała alkoholem tabletki nasenne, co powodowało halucynacje. Momentami zachowywała się jak osoba niespełna rozumu, uprzykrzała życie najemcom ich domu w Kolombo, żyła w amoku i jak sama twierdziła wałęsa[ła] się po peryferiach [ich] dawnego życia. Obraz jej cierpienia to przykład, w jaki sposób człowiek reaguje na zjawiska nieprawdopodobne, na coś, co wydaje się snem, ale niestety jest rzeczywistością. Wracała w myślach do wspomnień, a właściwie wciąż żyła przeszłością. Przypominała sobie codzienne, zwyczajne sytuacje, wyświetlane notorycznie niczym film w jej głowie. Wszystko kojarzyło się jej z ich dawnym życiem. Nawet po 3-4 latach od tragedii nie potrafiła zakończyć żałoby. Śmiejąc się podczas spotkania ze swoimi przyjaciółkami, miała wyrzuty sumienia i nieustannie się strofowała, że czuje się zbyt lekko i swobodnie, że wszelka radość w jej położeniu nie przystoi. Podróżuję nieustannie między tym życiem a tamtym. Jeszcze teraz, po siedmiu latach, przyznawała szczerze.

Niestety, im więcej wspominała, tym bardziej cierpiała, a ja z biegiem lektury zdawałam sobie coraz bardziej sprawę, że to nie jest opowieść o tsunami, ale o stracie. O człowieku, który za sprawą wielkiej fali traci wszystko, co dla niego najważniejsze, pozostając na świecie sam jak palec: Jakież marne jest moje życie. Pozbawiona miłości i blasku moich najbliższych mam wrażenie, że schnę. Bez ich wsparcia, piękna, uśmiechu robię się mała i blada. Zupełnie nie przypominam siebie z dnia przed wielką falą (…). Poczułam się lekko rozczarowana, bo marzył mi się tekst (quasi reportaż), głębiej dotykający przeżyć w trakcie i zaraz po tsunami. Dostałam jednakże książkę, w której autorka składa hołd swoim najbliższym, głównie wspominając ich życie sprzed tragicznych wydarzeń. To być może przynosi jej ukojenie, staje się formą terapii, ale niekoniecznie musi fascynować czytelnika. Scenki z ich londyńskiego domu, narodziny dzieci, poznanie męża, a nawet jej własne dzieciństwo, to momentami za dużo, jak na książkę, której punktem wyjściowym było tsunami…

Przyznam, że jestem zaskoczona przyznaniem akurat tej pozycji tytułu najlepszej książki roku 2013 przez magazyn New York Times. Być może ten długi proces wychodzenia ze stanu odrętwienia, próba zrozumienia siebie w momencie straty czy wreszcie potrzeba zachowania rodziny w żywej pamięci (Jestem zanurzona w innej rzeczywistości. W naszym życiu, ale takim, jakim byłoby dzisiaj. (…) Jestem gotowa doznawać ‘nas teraz’ tak bezpośrednio, jakbym została wyrwana z naszego wspólnego życia zaledwie przed chwila), zaważyło na ocenie. Mnie pierwsza połowa książki przypadła do gustu, ale druga zmęczyła. No cóż, o gustach się nie dyskutuje, a opinie nie zawsze się pokrywają, choćby te dotyczące bestsellerów New York Timesa. A może zwłaszcza one…

Cytaty za: Tsunami, Sonali Deraniyagala, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Tytuł: Tsunami
Autor: Sonali Deraniyagala
Wydawca:  Prószyński i S-ka
Data wydania: 2014
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka
Format: 130mm x 200mm
ISBN:   978-83-7839-699-4
Kategoria: proza zagraniczna, biograficzne i wywiady, literatura faktu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *