O tym, że rodzimy kryminał ma się dobrze, wie każdy miłośnik książek z trupem w roli głównej. Coraz więcej młodych autorów raczy nas opowieściami o skomplikowanych zbrodniach i nieustraszonych detektywach, usiłujących posłać zbirów za kratki. Uśpienie Marty Zaborowskiej to również kryminalny debiut, ocierający się nieco o stylistykę skandynawską. Czy ta powieść również „ma się dobrze”…?

Julia Krawiec to młoda podkomisarz z problemami. Jest rozwiedziona, ma córkę w wieku przedszkolnym, a w niedalekiej przeszłości zbyt często zaglądała do kieliszka, co skończyło się pobytem w klinice odwykowej i odsunięciem od obowiązków zawodowych. Policjantka, uporawszy się z nałogiem, stara się poukładać swoje prywatne sprawy i wrócić do pracy. Los niespodziewanie się do niej uśmiecha. Oto w prowincjonalnym miasteczku ze szpitala psychiatrycznego ucieka niebezpieczny typ z kryminalną przeszłością, jedna z lekarek zostaje brutalnie okaleczona, a następnie zamordowana, szef lokalnej policji zaś prosi o pomoc właśnie Krawiec. Kobieta, chcąc rozpocząć nowe życie, zgadza się na współpracę i wyprowadza z Warszawy wraz ze swoją małą córeczką. Na miejscu okaże się jednak, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż to się z początku wydawało, a zbiegły psychopata – Jan Lasota – choć sporo ma na sumieniu, może tym razem nie być odpowiedzialny za makabryczną zbrodnię dokonaną na pięknej doktor Dudczak. Poza tym na horyzoncie zjawia się również zabójczo przystojny ordynator szpitala – Artur Maciejewski – którego ze zmarłą lekarką łączyło coś więcej niż obowiązki zawodowe. Z każdą nową poszlaką sprawy coraz bardziej się komplikują, a w placówce zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Czy Julia Krawiec odkryje prawdę? Czy dowie się, kto i dlaczego zamordował doktor Dudczak? Czy policji uda się namierzyć zbiegłego Lasotę? I czy Julia uporządkuje wreszcie swoje życie i należycie zajmie się swoją małą córeczką?

Cytowany na okładce książki Jakub Winiarski – ex redaktor naczelny pisma Nowa Fantastyka – wygłosił na cześć Marty Zaborowskiej prawdziwy pochwalny pean. Że talent pisarski, że wybitny kryminał, że nadzieja… Był to troszkę strzał w kolano, bowiem czytelnik, przeczytawszy podobną opinię, oczekuje bóg wie czego. Uśpienie jest natomiast książką niewątpliwie dobrą, ale… nic więcej. Żaden tam geniusz, niestety. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, co ostatnio dzieje się na polskim poletku literatury kryminalnej. Zobaczmy… Marek Krajewski, Mariusz Czubaj, Manula Kalicka, Agnieszka Krawczyk… Chwila, chwila! Zakrzykną zapewne obrońcy. Marta Zaborowska jest debiutantką! Jakże tu wyjeżdżać z Krajewskim…? No dobrze, wróć! Debiuty, debiuty… Hm… Sasza Hady i jej genialne Morderstwo na mokradłach (plus równie genialna kontynuacja – Trup z Nottingham), Nadia Szagdaj i świetne Kroniki Klary Schulz, Bartłomiej Biesiekirski i znakomity Jasnowidz, Ofiara Polikseny Marty Guzowskiej, Wszystkie grzechy nieboszczyka Iwony Mejzy… No przepraszam! Akurat dobrych debiutantów ci u nas dostatek! A Marta Zaborowska swoim Uśpieniem niestety nie powala. Interesuje – owszem, wciąga – nawet, nawet. Nie mniej jednak nie powala…

Największym autem powieści jest sam pomysł na fabułę. Trzeba mieć łeb jak sklep, żeby wymyślić coś tak pogmatwanego, skomplikowanego, absurdalnego i na pozór kompletnie nielogicznego, a następnie skleić to wszystko do przysłowiowej „kupy”, okiełznać, nadać kształt i wyjaśnić w sposób niebudzący wątpliwości. Jestem naprawdę pełna uznania. No bo tak… Na początku był chaos, później był chaos jeszcze większy, następnie chaos stał się tak chaotyczny, że przekroczył chyba wszelkie granice chaotyczności i otarł się o samą ideę, kwintesencję wręcz tego słowa, a na końcu… Wyszło słońce. I wszystko stało się jasne. Naprawdę! Różanopalca jutrzenka wystawiła swe świecące pazury i przegoniła mrok w diabły. No, może nie tak całkiem, ale wiadomo… I podczas upału znajdzie się pod krzakiem jakiś cień. Fabuła na piątkę. Gratuluję autorce pomysłu i sposobu, w jaki wodzi czytelnika za nos. Nawet jeśli ktoś uzna, że książka Zaborowskiej to kryminalna wenezuelska telenowela, i tak wzruszę bez stresu ramionami. I co z tego? Ważne, że wciąga i stawia odbiorcy milion pytań, utrzymując go w stanie względnego skołowacenia aż do ostatnich linijek. Na plus zaliczyłabym również sposób prowadzenia narracji. Krótkie dynamiczne rozdziały sprawiają, że powieść, choć objętościowo niezwykle obszerną, czyta się szybko i z zainteresowaniem. Zastosowany przez autorkę zabieg polifonii również wypada pozytywnie. Własny punkt widzenia otrzymuje tutaj każdy, kto jest w jakiś sposób – pośredni lub bezpośredni – powiązany z dokonanymi zbrodniami, dzięki czemu czytelnik staje się wszechwiedzący, otrzymuje każdy element układanki i tylko od jego inteligencji i sprytu zależy, czy zdoła to wszystko złożyć w całość.

A teraz minusy. Będą tylko dwa. Za to wielkie jak wrocławski Sky Tower wśród peerelowskiej zabudowy. Po pierwsze bohaterowie. Szczerze nie znoszę Julii Krawiec! No po prostu kobiety nie znoszę. O co jej w ogóle chodzi? Przez całą książkę snuje się po miejscach zbrodni, przepytuje ludzi, zbiera dowody, a w międzyczasie ma do siebie milion pretensji o to, że zaniedbuje własne dziecko. Mimo to, poza zadręczaniem się wyrzutami sumienia, nic z tym problemem nie robi. Mało tego! Kiedy jej dziecko leży w stanie krytycznym w szpitalu, jest nieprzytomne i wręcz umierające, pani detektyw lata sobie za jakimś psycholem… Halo? Czy są na sali matki? Świetnie! A teraz ręka w górę, która z was nie porzuciłaby w diabły wszystkiego, byle tylko móc siedzieć przy łóżku swojego dziecka przez całą dobę, na wypadek, gdyby stało się najgorsze? Nie widzę chętnych. Właśnie… Gdzie tu psychologiczne prawdopodobieństwo? Julia Krawiec wykreowana została w sposób nielogiczny i niespójny. Nie budzi sympatii, a jeśli główny bohater powieści nie daje się polubić, to jest naprawdę kiepsko. Zwłaszcza jeśli zapowiada się seria wydawnicza. Mam nadzieję, że w kolejnych swoich powieściach Marta Zaborowska popracuje trochę nad detektyw Julią Krawiec. Bohater nie musi być przecież do bólu pozytywny, żeby go polubić. Weźmy takiego Kurta Wallandera! Ten również lubi sobie wypić, jest kiepskim ojcem i nosi brudne kalesony, ale darzymy go sympatią, prawda? Da się? Da! Jeśli chodzi o innych bohaterów, to na plus wypadają postaci drugoplanowe. Neurotyczna Róża – dziewczynka, która przeżyła prawdziwą traumę, cichociemna salowa – Waleria, emocjonalnie niestabilna zakonnica – Aniela, brutalny były mąż Julii – Daniel (ten pojawia się zaledwie na kilku stronach, ale jest bardziej wiarygodny w swoim szaleństwie niż pani detektyw wiecznie bijąca się w piersi), małżeństwo ciągle coś kombinujących Sowów, nieudolny aspirant Wilk, i wreszcie świr nad świry – Jan Lasota. To galeria prawdziwych indywiduów i dla nich właśnie warto zajrzeć do powieści Zaborowskiej.

A teraz drugi minus – język. Wspomniałam już o ciekawym sposobie prowadzenia narracji. Bardzo żałuję, że Marta Zaborowska nie pokusiła się o jakąś indywidualizację językową, która pomogłaby nieco ożywić i uwiarygodnić przedstawione postaci. A tak, wszyscy bohaterowie Uśpienia mówią tak samo – od salowej do ordynatora, od emerytki po trzynastoletnią dziewczynkę, od policjantki do „dresa”. W tym ostatnim przypadku nie jest mnie w stanie przekonać wtrącane co jakiś czas słowo „lalunia”.

Czy warto przeczytać Uśpienie? Warto! Oczywiście! To ciekawa książka, wciągająca, dobrze przemyślana fabularnie, momentami wstrząsająca. Ma swojej mankamenty, jednak pozytywów jest znacznie więcej. Jeśli powstanie kontynuacja Uśpienia, z pewnością nie powiem „nie”. Wierzę w Martę Zaborowską, w jej zdolność do prowadzenia akcji i budowania napięcia. Jeśli kolejna część sprawi, że dodatkowo polubię Julię Krawiec – będę zachwycona. Uśpienie to niewątpliwie dobry pomysł na gwiazdkowy prezent dla wielbicieli i wielbicielek literatury kryminalnej.

Tytuł: Uśpienie
Autor: Marta Zaborowska
Seria/cykl wydawniczy: Czarna Seria
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: lipiec 2013
ISBN: 9788375547160
Liczba stron: 480

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *