Mamy dziś dla Was przedpremierowo pierwszy fragment biografii Thierry’ego Henry’ego autorstwa Philippe’a Auclaira. Książka wydana nakładem Wydawnictwa Anakonda już niedługo pojawi się w sprzedaży, tymczasem zapraszamy do lektury fragmentu jednego z rozdziałów.

O książce:

Kompletna biografia legendy Arsenalu, Barcelony i reprezentacji Francji.

Thierry Henry – utalentowany, charyzmatyczny, światowej klasy piłkarz. Zapisał się w historii futbolu jako legenda Arsenalu i bohater zabójczej drużyny Arsene’a Wengera, której udało się zakończyć dominację Manchesteru United, wygrywając dwa tytuły mistrzowskie i trzy Puchary Anglii. Odegrał również kluczową rolę w zwycięstwie Francji w Mistrzostwach Świata w 1998 roku oraz Mistrzostwach Europy w 2000 roku. Swoją błyskotliwą karierę kontynuował w Barcelonie, gdzie już w pierwszym sezonie zdobył z drużyną potrójną koronę.

Jednakże, co dzieje się teraz z Thierrym Henry? Czemu gra w mało znanym amerykańskim klubie, hańbiąc jednocześnie siebie i swoją drużynę podczas Mistrzostw Świata w 2010 roku? Kim jest prawdziwy Thierry Henry?

Philippe Auclair stworzył najbardziej kompletny portret bohatera Arsenalu, jaki kiedykolwiek został napisany. Pisząc historię legendy Arsenalu przeprowadził niezliczoną ilość wywiadów, ale bacznie obserwował i analizował całą karierę Henry’ego. Autor uzyskał wyłączny dostęp do najbliższego grona bliskich i przyjaciół piłkarza, dzięki czemu mógł stworzyć biografię tak surową w wymowie, tak skłaniającą do refleksji i szokującą zarazem, jak radosny i wybitny jest talent oraz zamiłowanie do piłki Henry’ego.

Autor: Philippe Auclair
Tytuł: Thierry Henry. Samotność na szczycie
Seria: Gwiazdy sportu
Data wydania: 2014
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Anakonda
Kategoria: biografia

Thierry Henry. Samotność na szczycie
Philippe Auclair
(fragment)

Często mówiło się, że pierwsze kroki Henry’ego w Anglii były nieśmiałe, co pozostawało w zgodzie z tym, jak radzili sobie inni importowani gracze przed nim. Powszechna jest wiedza o tym, jakoby „zgiełk” Premier League miał być na początku niepokojącym doświadczeniem dla każdego zagranicznego piłkarza, bez względu na to, co do tej pory osiągnął w piłce. W szczególności zaś tyczyło się to napastników, jako że angielscy obrońcy powszechnie uważani byli za bardziej twardych i wymagających, a sędziowie byli bardziej pobłażliwi w swoich decyzjach na temat odgwizdywania fauli niż ich koledzy po fachu z kontynentu. W końcu nawet sam Dennis Bergkamp, zaskakujący transfer Arsenalu w czerwcu 1995 roku, borykał się na początku z aklimatyzacją na Highbury. Chociaż być może nie aż tak, jak można było sądzić na pierwszy rzut oka. Holender przerwał swoją bezbramkową passę w swoim siódmym meczu ligowym, strzelając dwa gole, a swój pierwszy sezon zakończył z jedenastoma trafieniami na koncie – tyle samo zdobył łącznie w dwóch sezonach pobytu w Interze. Wychodzi na to, że przystosowanie się do Serie A było dla Bergkampa trudniejszym zadaniem, niż przywyknięcie do „pełnej przepychanek” angielskiej piłki. Są to truizmy, nie będę jednak przepraszał za ich „pożyczenie”, jako że w przypadku Henry’ego równie obficie się nimi posługiwano. Patrząc na to z perspektywy czasu, widać było, że zrozumienie natury gry ewoluowało w wolniejszym tempie niż sama gra. Zmniejszenie „angielskości” ligi nie było już zmartwieniem felietonistów, ale faktem. Erozja kulturowych granic w angielskim futbolu zachodziła równie szybko, jak ta na linii brzegowej Suffolk: w czasie, kiedy Thierry przyszedł z Włoch, elitarny angielski klub bez zagranicznego gracza w swoich szeregach byłby równie zdumiewającym widokiem, jak zatopione miasto Dunwich, wynurzające się z powrotem z morza. Ale w pewien sposób aura tajemniczości wokół „innej” gry, czy może – żeby być bardziej precyzyjnym – gry z natury „bardziej odmiennej” dla piłkarzy z zagranicy niż np. włoska, hiszpańska czy niemiecka piłka, przetrwała znacznie poza punkt, w którym ta gra nieodwołalnie się zmieniła. Trzydziestu ośmiu francuskich piłkarzy pojawiło się w Premier League przed startem sezonu 1999-2000, z których pięciu sprowadził sam Arsène Wenger, dopóki 4 sierpnia 1999 roku nie podano do publicznej wiadomości informacji, że Arsenal zapłacił rekordową dla nich wtedy sumę ponad 10 milionów funtów za rzadko grającego w Juventusie piłkarza, z którym podpisano pięcioletni kontrakt.

Dokładna kwota, 11,5 miliona funtów – 4,5 miliona więcej, niż Arsenal zapłacił Ajaksowi za Marca Overmarsa w czerwcu 1997 roku – może nie wydawać się wielką, patrząc z perspektywy trzynastu lat i późniejszych 228 goli. Znacznie większe sumy są dzisiaj wykładane za zawodników o wieku i statusie porównywalnym do Thierry’ego w 1999 roku, mistrza świata, który dopiero miał obchodzić dwudzieste drugie urodziny. Obraz jednak zmienia się, kiedy tę transakcję umieścimy w prawidłowym kontekście. Według opracowania Paula Tomkinsa, „Pay As You Play”, średnia kwota przeznaczana na transfery wzrosła pomiędzy 1999 a 2010 rokiem o 234 procent, co by znaczyło, że transfer Henry’ego w dzisiejszych warunkach wart byłby 26,9 miliona funtów – fortunę, biorąc pod uwagę jego losy po finałach mistrzostw świata w 1998 roku, które zakończył jako najlepszy strzelec Francji. Davor Šuker – król strzelców turnieju, zdobywca sześciu goli dla reprezentacji Chorwacji – trzeciej drużyny świata – został sprowadzony tego samego lata z Realu Madryt za milion funtów; 2,3 miliona, jeśli spełnione zostałyby określone warunki, a sam zawodnik zgodził się przy okazji na znaczną obniżkę zarobków w londyńskim klubie. Wenger miał ogromne środki finansowe do dyspozycji po przedłużającej się, ale ostatecznie sfinalizowanej sprzedaży Nicolasa Anelki do Realu za 22,5 miliona funtów, czyli – według przelicznika Tomkinsa – 54 miliony w obecnych warunkach. Wydanie tak dużej części uzyskanej kwoty z tej transakcji na „zawodzącego” napastnika, jak wtedy określano Henry’ego, było dużym ryzykiem. Porównywalnym z decyzją podjętą przez Liverpool, by wydać 70 procent z 50 milionów zarobionych na sprzedaży Fernando Torresa do Chelsea w styczniu 2011 roku, na Andy’ego Carrola z Newcastle. Nagłówki „Henry gotowy, by panować na Highbury” były mylące. Wyraźnie nie był gotowy: Arsenal najpierw musiał stać się jego trampoliną, by później przeobrazić się w scenę. Do tego Arsenal miał nie jedną, a dwie pustki do zapełnienia.

Anelka odszedł w nieprzyjemnych okolicznościach, kiedy wydawał się być na krawędzi zostania najskuteczniejszym napastnikiem w światowej piłce. Lęk przed lataniem uniemożliwił Dennisowi Bergkampowi wzięcie udziału w prawie każdym wyjazdowym meczu Arsenalu w Lidze Mistrzów, ku rozpaczy londyńskich kibiców. Jeden z nich, przy okazji mój przyjaciel, posunął się nawet tak daleko, że zaczął przeszukiwać rozkłady jazdy pociągów, by dowiedzieć się jak i w jakim czasie dałoby się przewieźć Holendra drogą lądową na Ukrainę – opcja, którą Wenger najwyraźniej przez chwilę nawet rozważał. Kanu można było również dodać do listy nieobecnych, jako że Nigeria miała być gospodarzem Pucharu Narodów Afryki w 2000 roku, tak więc miał on opuścić klub na siedem tygodni w styczniu i lutym. Według Wengera, zwycięstwo 2:1 nad Manchesterem United w meczu o Tarczę Dobroczynności 1 sierpnia pokazało, że „Arsenal nie jest zależny od jednego gracza”, czyli Anelki. Ci, którzy pamiętali, jak młody paryżanin męczył angielskich obrońców swoją sprawnością fizyczną, techniką i opanowaniem pod bramką przeciwnika, byli powściągliwi w ocenach. Thierry nie mógł uciec przed porównaniami ze swoim byłym kolegą z drużyny U-20. Obaj byli absolwentami Clairefontaine, obaj byli czarnoskórymi zawodnikami z zachodnio-indyjskim pochodzeniem, obaj pochodzili z „banlieue” – i obaj mieli dwóch braci, chociaż Claude i Didier Anelka niewiele mieli wspólnego z Willym i Dimitry’em, wtedy jeszcze niemowlęciem. Henry odsunął na bok wszelkie porównania. „Nicolas jest sobą, a ja jestem sobą”, powiedział po przyjeździe na Highbury. Ale oczekiwania względem niego nie zmniejszyły się, szczególnie nie po tym, co Wenger powiedział o swoim nowym nabytku: „Nie tylko ma zalety młodości – szybkość i siłę, ale myślę także, że jest dobrym strzelcem. Jest to coś, nad czym nie pracował zbyt dużo przez ostatnie dwa lata, ponieważ grał na bokach, ale myślę, że znowu może zostać środkowym napastnikiem. Razem postaramy się to rozwinąć”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *