Barbara Wachowicz to potęga, to instytucja. W chwili, gdy nazwisko to pojawia się w mediach, to jestem pewna, że znów pojawi się coś, co poruszy moją duszę, co utrafi w moją wrażliwość jak nic innego. I jeszcze nigdy się nie pomyliłam. Przepiękne wydanie najnowszej książki tej pisarki tak naprawdę zachwyciło mnie jeszcze zanim zobaczyłam jego okładkę. Siedziby wielkich Polaków? Toż to na pewno do Czarnolasu zostanę zaproszona, do Zaosia, do Żelazowej Woli – w miejsca ważne dla mnie tak bardzo, jak moje własne miejsce urodzenia. A może nawet bardziej? W chwili, gdy już mogłam przytulić książkę do piersi, poczułam, jakby biło w niej żywe serce.

Nie miejcie mi za złe zbytniego popadania w patetyzm – książki Barbary Wachowicz towarzyszą mi od początku mojej literackiej, filologicznej drogi, od pierwszego momentu, w którym zachwyciłam się strofami mickiewiczowskimi, w którym stwierdziłam, że nie ma nic piękniejszego nad wiersze Słowackiego. Każda kolejna pozycja tej pisarki wpisywała się idealnie w moje pasje, zainteresowania i oczekiwania. Nie dziwcie się więc, że dorwawszy Siedziby wielkich Polaków, nie mogłam się odkleić od tej przepięknie wydanej i znakomicie napisanej pozycji.

Styl od razu przeniósł mnie w przeszłość – jakbym obudziła się nagle w czasach, w których połykałam z zapałem książkę Ty jesteś jak zdrowie, przepisując połowę tekstu do zeszytu z cytatami. To ta sama piękna polszczyzna reportersko ilustrująca wędrówki po kolejnych miejscach, wciskanie się bocznymi drzwiami (albo dziurą w płocie) tam, gdzie nie wpuszczają głównym wejściem, rozmowy z Polakami i Polkami, dzięki którym w zapomnianych przez ludzi i Boga miejscowościach trwa kult wspaniałych postaci z naszej historii. Wachowicz prowadzi narrację w taki sposób, że od jej gawęd nie można się oderwać, nie można przestać wchłaniać w siebie nie tylko ogromu informacji, ale przede wszystkim niesamowitej miłości do tego, co polskie, co piękne. Styl jest niedzisiejszy, niespieszny, szyk zdania bywa przestawiony, przynajmniej w porównaniu z większością współcześnie pisanych książek. Nie jest to zarzut, lecz tęsknota za tym językiem, który już dziś ginie i rzadko jest ożywiany, za językiem książek przedwojennych. Ktoś, kto nie jest przyzwyczajony do specyficznego sposobu opowieści stosowanego przez Wachowicz, będzie się przez kilka chwil musiał przyzwyczajać – dla mnie, wielbicielki czołobitnej, jest to niczym powrót do domu, do tego, co kocha się najbardziej.

Znajduję w tej książce wszystko, co bliskie mojej duszy – opowieści o ludziach, którzy tworzyli naszą największą literaturę i historię, ciekawostki dotyczące utworów, biografii, miejsc, fragmenty wierszy, cytaty z książek, odniesienia, nawiązania – całość tworzy kolorowy, fascynujący gobelin wiedzy. Książka to, czy album? Coś pomiędzy – ogrom pięknych zdjęć uzupełnia wspaniałe teksty dotyczące Nagłowic Mikołaja Reja, Czarnolasu Jana Kochanowskiego, Mereczowszczyzny Kościuszki, miejsc związanych z Adamem Mickiewiczem, Opinogóry Zygmunta Krasińskiego, Suchej Augusta Cieszkowskiego, Żelazowej Woli Fryderyka Chopina, Korczewa Norwida, Lublina Wincentego Pola i Romanowa Józefa Kraszewskiego. Brakuje Wam czegoś? Mnie też, na szczęście autorka pracuje już nad drugim tomem.

Książka ta jest dla mnie przede wszystkim niesamowitą kopalnią wiedzy. Wachowicz nie ustaje w swoich poszukiwaniach, nie zniechęcają jej stwierdzenia typu nie wiadomo, nie znaleziono. Ona nie ustanie, dopóki owego nie wiemy nie będzie można zastąpić zdaniem: Ależ wiemy! Przekopuje się przez archiwa, dokumenty, odwiedza cmentarze, krypty, muzea, strychy, ale przede wszystkim rozmawia z ludźmi. Potrafi ich słuchać i wyciągać wnioski, drąży, kopie i… znajduje coś, o czym nikt przed nią nie miał pojęcia. Właśnie dlatego jej książki są niezastąpione nie tylko dla zwykłego czytelnika, który pochłania sporą dawkę wiedzy świetnie się przy tym bawiąc, ale także dla historii literatury, dla badaczy dziejów Polski.

Niektórzy zarzucają Barbarze Wachowicz zbytnią egzaltację. Dla mnie jest ona przykładem na to, że można oddać się bez reszty swojej pasji i miłości, poświęcić się jej do końca i dzielić się nią innymi nie ukrywając, jak wielką miłością pała się do ojczystej literatury i historii oraz dla ludzi, którzy je tworzyli. Mogę tylko zazdrościć, że sama tak nie potrafię. To, o czym czytam w książkach Wachowicz jest częścią mojej duszy, kawałkiem mnie samej, mojej tożsamości, mojego istnienia, mojej miłości.

Każdy rozdział Siedzib wielkich Polaków jest ilustrowany zdjęciami nie tylko archiwalnymi, pochodzącymi z ikonografii epoki. Pełno tam fotografii miejsc, o których pisze autorka, zdjęć wykonanych stosunkowo niedawno. Daje nam to możliwość naocznego przekonania się, jak znakomicie potrafili poeci odmalowywać słowami to, co widzieli wokół siebie, do czego tęsknili. Te miejsca dziś wyglądają tak samo, wystarczy tylko, że spojrzymy na nie oczyma duszy polskiej, przez pryzmat nostalgii za światem przeszłości. Mogłam na chwilę znaleźć się w miejscach, których nigdy nie widziałam, których, w sporej mierze, przynajmniej jeśli chodzi o Białoruś, raczej na pewno nigdy nie zobaczę.

Książka Wachowicz jest nie tylko piękna – jest przede wszystkim ważna. Ważna dla każdego, kto boleje nad powolną utratą tego, co dla człowieka fundamentalne – własnej tożsamości, zakotwiczenia w kulturze, wiedzy o przeszłości, z której się wywodzimy. Moje serce jest nierozerwalnie związane z miejscami, o których pisze Barbara Wachowicz, dlatego pozostanę do końca życia jej wierną wielbicielką.

Autorka: Barbara Wachowicz
Tytuł: Siedziby wielkich Polaków od Reja do Kraszewskiego
Data wydania: 2013
ISBN: 978-83-7943-083-3
Liczba stron: 432
Oprawa: twarda
Format: 17.5×24.5cm
Wydawca: Świat Książki
Kategoria: biografie, gawędy o historii

Autorka recenzji prowadzi bloga poświęconego kulturze i literaturze: Zielono w głowie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *