Andrzej Wajda, specjalista od epickich opowieści, wzniósł niedawno filmowy pomnik ku czci sztandarowej postaci Solidarności. Obok majestatycznych żurawi (będących obecnie gatunkiem ginącym, acz nie objętym ochroną) i charyzmatycznego Stoczniowca, na ekranie pojawia się kobieta, której hardość charakteru dorównuje bystrości umysłu. O kim mowa? O Orianie Fallaci, włoskiej dziennikarce słynącej z tego, że niestraszne jej ani okrucieństwa wojny, ani tym bardziej Wałęsowe „za-a-nawet-przeciw”.

Zdawać by się mogło, że pragnienie wiernego udokumentowania rzeczywistości, a następnie przekazania efektów potencjalnym odbiorcom, niemającym styczności z badanym środowiskiem, wiąże się z całkowitą rezygnacją z osobistych refleksji. Czy rzeczywiście tego właśnie oczekujemy, biorąc do ręki relację z pobytu w oku polityczno-militarnego cyklonu? Jeśli tak, zadziwiająco często godzimy się na wyjątki w postaci dziennikarzy niekryjących się z własną stronniczością. Oriana Fallaci nie poddawała się zasadom poprawności politycznej, obowiązującej współczesnych uczestników życia publicznego. Jej radykalne poglądy stały w całkowitej opozycji do ogólnego przekonania o słuszności idei multikulturowości, w imię której najlepiej prosperujące państwa Zachodu z otwartymi rękoma przyjmują rzesze imigrantów. Włoska dziennikarka, będąc, jak twierdziła, niejednokrotnie świadkiem „zwierzęcych” wręcz aktów przemocy, przepowiadała rychły koniec szlachetnej europejskiej kultury, zagrożonej przez postępującą islamizację. Nie zamierzam opowiadać się za tym, czy jej obawy o dominację szariatu to skrajny przejaw nieuzasadnionej islamofobii, czy przeciwnie – efekt racjonalnej i wnikliwej obserwacji. Wspominam o tym przez wzgląd na to, iż przystępując do lektury książek Oriany Fallaci, należy mieć na uwadze reprezentowany przez nią światopogląd. Szczególnie w przypadku wznowionej przez Świat Książki powieści zatytułowanej Inszallah.

Postaci w tej powieści są wymyślone. Wymyślone są ich historie, wymyślona akcja. Ale wydarzenia, które ją zapoczątkowały, są prawdziwe. Prawdziwy jest krajobraz, prawdziwa wojna, o której opowiada ta książka – słowa te są częścią krótkiego wstępu, który kończy się zapewnieniem, iż niniejsze dzieło jest umiłowaniem Życia. Jako że najczęściej docenia je ten, kto znajduje się u jego kresu, głupstwem byłoby oczekiwać sielankowych scen. W książce tej nie brakuje opisów drastycznych scen, jakie składają się na codzienność żołnierzy odbywających służbę na terenach ogarniętych wojną. Wiarygodność Oriany Fallaci niejednokrotnie podawana była w wątpliwość ze względu na nadmiar dramatycznych wydarzeń obecnych w jej relacjach. Do tej pory zarzuca się jej skłonność do wyolbrzymiania pewnych faktów, podważając w ten sposób jej rzetelność. Niezależnie od tego, czy obrazy pojawiające się na kartach powieści Inszallah zostały żywcem wyjęte ze wspomnień dziennikarki, nie pozostawiają one czytelnika obojętnym. Co więcej, w moim prywatnym odczuciu, książka Fallaci nie funkcjonuje jako porywająca narracja, lecz jako seria wyjątkowo nieprzyjemnych w odbiorze fragmentów. Kto jednak powiedział, że wartość niosą ze sobą wyłącznie rzeczy łatwo przyswajalne? Poczucie doświadczania szeregu brutalnych scen nie jest jednoznaczne z brakiem fabuły. Owszem, Inszallah opiera się na linearnej akcji. Akcji, której bohaterowie stopniowo odsłaniają swoje prawdziwe oblicza przed wytrwałym czytelnikiem, któremu niestraszne jest osiemset stron.

W czym właściwie przejawia się wciąż powracający brutalizm? Sądzę, że odpowiedni cytat najlepiej odda ogrom tragedii obecny w powieści Oriany Fallaci.

To była dziewczynka wbita głową w dół, trzy czwarte ciała tkwiło w klozecie. Wraz z kawałkiem niebieskiego materiału w różowe kwiatki widać było tylko dolną część brzucha i nóżkę. Reszta ginęła w klozecie wchłonięta przez odprowadzającą rurę, wbita była jak korek od butelki w szyjkę (…). Natrudzili się bardzo, żeby ją wyciągnąć. (…) Lecz za każdym pociągnięciem rura zdawała się wsysać ją głębiej (…) Wyszła z czymś w rodzaju cmoknięcia charakterystycznego dla korka wyciąganego korkociągiem. Pluf!

Mamy tu do czynienia z sytuacją odzierającą ową dziewczynkę z człowieczeństwa. Sądzę, że nie bez powodu Fallaci zastosowała taki właśnie zabieg, zbliżając się wręcz do granicy czarnego humoru. Bez umiejętności nabrania dystansu i stosowaniu komizmu jako broni przed otaczającą rzeczywistością, nie sposób byłoby pozostać przy zdrowych zmysłach. Na wojnie nie ma miejsca na nadwyżkę dumy i wstydu, człowiek zostaje bowiem wyrwany z bezpiecznych ram znanej mu kultury i pozostawiony na pastwę własnej, niekiedy zwierzęcej, natury.

Świadomie uniknęłam streszczenia fabuły i przedstawienia charakterystyki bohaterów powieści Inszallah. Książkę Oriany Fallaci potraktowałam jako studium ludzkiej psychiki, bez analizowania tła historycznego i politycznych przekonań, dla których jest nośnikiem. Nie dajcie się odstraszyć nazwisku otoczonemu aurą kontrowersji. Osobiste przekonania autorki nie mogą zaprzeczyć temu, że długie lata zawodowej aktywności pozwoliły jej zetknąć się z rozmaitymi przejawami człowieczeństwa – od polskiego elektryka, przez palestyńskiego przywódcę, do etiopskiego cesarza. Pozwolę sobie zakończyć niniejszy tekst cytatem będącym, moim zdaniem, esencją omawianej powieści:

Odwieczna historia, odwieczna opowieść o Człowieku, który na wojnie objawia cała prawdę o sobie. Gdyż niestety nic nie ujawnia tak Człowieka jak wojna, nic tak nie ujawnia piękna i brzydoty, inteligencji i głupoty, bestialstwa i dobroci, odwagi i tchórzostwa, tajemnicy.

Tytuł: Inszallah
Autor: Oriana Fallaci
Wydawnictwo: Świat Książki
Oprawa: twarda
Data wydania: 11 września 2013
Liczba stron: 800
ISBN 978-83-7943-248-6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *