Tak się jakoś złożyło, że moje dwie najwcześniejsze muzyczne fascynacje wiążą się z Kanadą. Pierwsza to Loreena McKennitt, obdarzona cudownym głosem harfistka i piosenkarka wykonująca muzykę celtycką, której występ miałam przyjemność podziwiać w ubiegłym roku w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca, co było dla mnie spełnieniem licealnego jeszcze marzenia. Druga – to Leonard Cohen, pieśniarz, poeta i powieściopisarz, który zachwycił mnie swoim magnetyzującym, głębokim głosem (przez niektórych uważanym za zbyt monotonny, by uznać go atrakcyjnym) idealnie współgrającym z prostą, melodyjną muzyką. Utwory takie jak Dance me to the end of love, The partisan, So long, Marianne, Hallelujah czy Sisters of mercy do dziś wbijają mnie w fotel i poruszają najgłębsze struny w duszy.

Ale Leonard Cohen, choć bardziej znany szerokiemu gronu odbiorców na całym świecie jako pieśniarz właśnie, zaczynał swą karierę jako literat, autor powieści i wierszy. Księga tęsknoty to dziesiąty już tom poezji 79-letniego Kanadyjczyka będący kontynuacją słynnej Księgi miłosierdzia sprzed niemal trzydziestu lat, który jest pod wieloma względami zaskakujący nawet dla jego wiernych fanów. Cohen zebrał w nim nie tylko wiersze czy teksty piosenek, ale również fragmenty prozy, luźne zapiski i swobodne refleksje okraszone po raz pierwszy autorskimi rysunkami, w dużej mierze ironicznymi autoportretami wzbogaconymi równie poetyckimi lub humorystycznymi komentarzami.

Teksty wchodzące w skład Księgi tęsknoty powstawały na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat i są swoistym podsumowaniem bogatego i burzliwego życia artysty. Spora ich część narodziła się w buddyjskim klasztorze Mount Baldy, w którym Cohen spędził pięć lat, szukając oświecenia, próbując oderwać się od tego, co stanowiło treść jego życia i było zarazem znakiem rozpoznawczym jego utworów: charakterystycznej i przedziwnej mieszanki sacrum i profanum, religijnego mistycyzmu i lubieżnej erotyki. U schyłku życia nie braku mocnych i śmiałych akcentów w poezji Cohena, nacechowanych jednak autoironią i gorzkim humorem człowieka zdającego sobie sprawę ze swojego wieku i – co tu ukrywać – zbliżającej się śmierci; nazywa siebie workiem trucizny z zepsutymi zębami, który jest świadomy tego, że znalazł się już na końcu pieśni, na końcu modlitwy, jednak podsumowuje to w wielce wymowny sposób: jestem stary, nie żałuję niczego, ani jednej rzeczy, mimo, że jestem samotny i zły i wypełnia mnie strach oraz pożądanie. Religijne przeżycia i seksualne doświadczenia wciąż współistnieją w centrum jego wszechświata, równie ważne, równie absorbujące, w jednakowym stopniu określające jego naturę, wypierając buddyjskie poszukiwania, które nie wytrzymały konkurencji z gorączkowym pragnieniem doświadczania życia w jego sakralno – erotycznym wymiarze. W tym kontekście jego nie żałuje niczego brzmi nieprzekonująco i niewyraźnie na tle deklaracji: zrozumiałem wreszcie, że nie mam predyspozycji do zagadnień duchowych, wygląda na to, że odsiadywałem deliberując nad bzdurami oraz wyznania uczynionego z rozbrajającą szczerością i nonszalancją człowieka stojącego u kresu życia: właściwie nigdy nie zrozumiałem, o czym mówi (Roshi, duchowy przewodnik). Groteskowy w swej brzydocie starzec, który nie potrafi się wyzbyć swoich pragnień i własnej seksualności, z ogromnym dystansem do siebie i pogodną autoironią przyjmuje do wiadomości efekty upływu czasu, żałując jedynie ludzi, którzy połknęli tak wiele, a skosztowali tak mało.

Księga tęsknoty to refleksyjne i nostalgiczne podsumowanie burzliwego życia obfitującego w różnorodne, zmysłowe i mistyczne doświadczenia. Tom poezji Leonarda Cohena jak zwykle zachwyca wnikliwością obserwacji, bogactwem wrażeń, bezpruderyjną i odważną erotyką w fascynujący i wyjątkowy sposób przeplatającą się z doznaniami religijnymi. Takiego chciałabym zapamiętać artystę – nie wyrzekającego się żadnego wspomnienia i do końca pragnącego czerpać z życia pełnymi garściami, jednocześnie pogodnego i pogodzonego z losem, z własnymi słabościami i niedoskonałościami, mającego do siebie ogromny dystans, potrafiącego ironicznym i dowcipnym komentarzem opatrzyć własne życie. Mam jedynie nadzieję, że ten mocny akcent u schyłku życia nie jest jednocześnie ostatnim słowem Leonarda Cohena.

Na koniec – słowo o przekładzie Daniela Wyszogrodzkiego, którym jestem zachwycona. Z radością i wzruszeniem odnalazłam w nim osobowość artysty, jego charakterystyczny rytm i melodyjność, gorączkowość i dynamizm, wyczułam prawdziwość emocji, która zawsze zachwycała mnie w tekstach piosenek kanadyjskiego pieśniarza. Gorąco polecam, tak po prostu.

Autor: Leonard Cohen
Tytuł: Księga tęsknoty
Tytuł oryginału: Book of longing
Przekład: Daniel Wyszogrodzki
Wydawca: Rebis
Data wydania: 2013
Liczba stron: 250
Okładka: twarda z obwolutą
ISBN: 978-83-7301-808-2
Kategoria: poezja

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *