W Guns N’Roses był prawdziwym bohaterem drugiego planu, choć nie brakowało fanek i fanów, którzy ceniliby go na równi czy wręcz nawet bardziej niż frontmana kultowego zespołu – Axla Rose’a. Ze swoją bujną fryzurą, cylindrem, nieodłącznym papierosem i porywającymi solówkami przeszedł już do historii rocka, a przecież nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Muzyk, który w tym roku skończy 48 lat, wciąż rozwija swoją karierę solową, współtworzy też supergrupę Velvet Revolver.

Życie tego faceta aż się prosi o biografię. Rockowy dom wariatów – podtytuł książki – pasuje tu jak ulał. Opowieść o Slashu, czyli Saulu Hudsonie, to kolejna pozycja z serii Gwiazdy sceny wydawanej przez Anakondę – podobnie jak na poprzednich i na tej się nie zawiodłam.

Czy jest w świecie muzyki rockowej większa ikona niż Slash? – zapytuje Paul Stenning we Wprowadzeniu, uznając najwyraźniej to pytanie za retoryczne. Czy jest takie w istocie? Moim zdaniem – nie, bo uważam, że jest kilka większych ikon, muzyków rozpoznawalnych i zasłużonych dla gatunku. Mimo to, autor zdaje się wychodzić z tej nieco niefortunnej wypowiedzi obronną ręką, dowodząc może nie tyle, że Slash jest największą ikoną rocka, ile że jest jedną z większych (największych?). Nie zmienia to jednak faktu, że dla Stenninga Slash w istocie może być gwiazdą tego formatu, ponieważ książka wyraźnie pisana jest z podziwem i uznaniem, nawet może – z pozycji fana, aczkolwiek nie bezkrytycznie.

Wejście Slasha, otwierające „Welcome to the Jungle”, było jednym z najdoskonalszych sposobów rozpoczęcia albumu – to gitarowe intro wkrótce uznano za klasykę rocka. Oczywiście piosenki były bez zarzutu, a wokale Axla bardzo charakterystyczne i nietypowe, lecz moim zdaniem moc tego materiału tkwiła w gitarach – pisze autor o aktywności Slasha w Gunsach i ten fragment znakomicie oddaje rolę muzyka w tworzeniu zespołu. Bez niego to byłaby całkiem inna grupa. Zanim jednak autor przejdzie do historii tego niezwykłego zespołu, przedstawi nam lata wczesnej młodości muzyka, który pokochał gitarę jeszcze jako dzieciak i to ewidentnie z wzajemnością.

Prawdę mówiąc, najbardziej chyba lubię czytać właśnie o dzieciństwie przyszłych gwiazd; o tym, co je ukształtowało, jakie miały marzenia i zainteresowania, jak objawiały się po raz pierwszy ich niezwykłe talenty. Jak wpływało na nie otoczenie, w którym wyrastały – czy nasiąkały nim, później wykorzystując je twórczo, czy też za wszelką cenę pragnęły się z niego wyrwać. To i „trudne początki” czyli stawianie pierwszych kroków na scenie czy przed kamerą, żywo mnie interesuje. Ta część historii Slasha jest dla mnie stanowczo satysfakcjonująca, ponieważ nasz bohater wyróżniał się od samego początku (nie tylko fizycznie – jako syn Afroamerykanki pochodzącej z Nigerii i brytyjskiego Żyda) i najpierw był przez rówieśników traktowany trochę jak odszczepieniec, by później zyskać popularność m.in. dzięki wprawie w posługiwaniu się gitarą. Ta gitara zresztą wcale nie jest tak dziwnym atrybutem, zważywszy fakt, że Slash dorastał w bardzo rockandrollowym środowisku, w którym tkwili już jego rodzice – zarówno zawodowo, jak i prywatnie (Olę, matkę Slasha, już po rozwodzie z jego ojcem, przez dwa lata romans wiązał z Davidem Bowie). Młody Saul miał więc dość bliski kontakt z niejedną gwiazdą rocka lat siedemdziesiątych i na szczęście kontakty te były dlań pouczające: Miałem to szczęście doświadczyć nazbyt ulegającego słabościom, egoistycznego, z gruntu niedorzecznego rockandrollowego środowiska. Patrzyłem, jak wszystko szło na dno. Patrzyłem, jak staczali się ludzie. Napatrzyłem się, jak szło w kanał sporo gówna ciężkiego kalibru i wyciągałem z tego wnioski.

W istocie Slash na tle niejednej gwiazdy w gronie swoich równolatków także dziś prezentuje się wyjątkowo dobrze i… zdrowo. Jego dawny tryb życia trudno jednak nazwać zdrowym, nie brakowało w nim bowiem alkoholu i ekscesów. Być może tajemnicą sukcesu Slasha jest specyficznie pojmowany umiar…? Odpowiedzi na to pytanie (i wiele więcej) szukać można między wierszami książki Stenninga.

Z opowieści autora przebija wizerunek artysty, który wręcz z miejsca budzi sympatię, szacunek i podziw, ale bez zadęcia i niepotrzebnych peanów na cześć. Slash okazuje się być postacią wielowymiarową, kimś, kto ma całkiem nieźle poukładane w głowie i nie tylko świetnie gra, ale też mówi z sensem. Stenning udowadnia także, że choć Slash to postać charyzmatyczna i rozpoznawalna, siłą napędową dla jego artystycznych sukcesów od początku była muzyka i talent, a nie – jak to niestety czasem bywa – pracowicie stworzony wizerunek. Tym bardziej, że ten wizerunek nie był dziełem zaplanowanej kreacji… W Slashu wydaje się być sporo autentyczności – jak na gwiazdę rocka… W świecie, w którym nie brak próżności i koncentracji na sobie, ktoś tak utalentowany, charakterystyczny, a jednocześnie nieco nieśmiały, cichy i niezbyt wylewny jak Slash, musi i powinien przykuwać uwagę.

Historia Slasha opisana przez Stenninga nie jest kolejną opowieścią o Guns N’Roses, choć z oczywistych względów niemało jest tu wzmianek o tym kultowym zespole i o relacjach, jakie łączyły muzyka z pozostałymi członkami zespołu (w tym burzliwa relacja z Axlem zakończona, no cóż, rozstaniem). Jest to jednak przede wszystkim opowieść o samym Saulu Hudsonie, jego stawaniu się Slashem i nietuzinkowym życiorysie. Jest to też historia dość syntetyczna, niezbyt długa (trochę ponad 200 stron) prezentująca najważniejsze fakty i najciekawsze dygresje. Autor skupia się przede wszystkim na karierze artystycznej i drodze twórczej, opisuje rozmaite utwory, które w dorobku Slasha zasługują na szczególną uwagę, ale nie skąpi też szczegółów z jego życia prywatnego. Sądzę, że nawet fanki i fani dobrze znający biografię Slasha znajdą tu coś ciekawego dla siebie, szczególnie w ostatnim rozdziale zatytułowanym po prostu Czy wiecie, że…?. Dowiemy się z niego m.in. ile Slash ma gitar, kotów i węży, jakich efektów na gitarę używa czy też… jaki sen prześladuje go od czasów Gunsów…

Spotkałam się z rozmaitymi opiniami na temat tej książki, w zdecydowanej przewadze były one jednak pozytywne, co mnie bynajmniej nie dziwi. Tym, co mnie zdziwiło, były sporadyczne narzekania recenzentów na język tej publikacji. Wytykano autorowi nadmierną liczbę kolokwializmów i wulgaryzmów. W moim odczuciu jednak jest to nieporozumienie – styl książki pasuje jak ulał do rockowych klimatów, poza tym jest jednocześnie swobodny i dopracowany, co poskutkowało tym, że książkę czytało mi się szybko i z dużą przyjemnością. Jak zwykle w przypadku publikacji z serii Gwiazdy sceny obrazu dopełnia eleganckie wydanie – twarda oprawa, wysokiej jakości papier i edytorskie dopracowanie sprawia, że jestem w stanie wybaczyć te kilka literówek, które można wyłapać w tekście. Ogólnie przyznaję – ta książka to kawał dobrej roboty; fankom i fanom Slasha serdecznie polecam, szczególnie jeśli nie czytali jeszcze nic na jego temat – od tej książki warto zacząć.

Fragmenty książki przeczytasz TUTAJ.

Tytuł: Slash. Rockowy dom wariatów
Autor: Paul Stenning
Wydawca: Wydawnictwo Anakonda
Data premiery: 22 marca 2013
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Tłumaczenie: Katarzyna Jokiel-Paluch
Kategoria: biografia