W kwietniu ukazała się nakładem wydawnictwa Szara Godzina nowa powieść Wojciecha Szlęzaka Wietrzne marzenia – opowieść zabawna, ale niepozbawiona refleksji. Zapraszamy do lektury fragmentu książki.

O książce:

Dwudziestoletni Przemek Sikora, u progu dorosłego życia jest bez stałej pracy, jednak pełen witalnej energii i z głową pełną planów. Życie podporządkował jednemu marzeniu – lataniu na szybowcach. Chcąc zarobić na wyśniony kurs pilotażu, ima się różnych zajęć, dzięki którym przeżywa niecodzienne przygody i poznaje ciekawych ludzi. Mieszka z trzema przyjaciółmi, którzy jednak mimo dobrych intencji częściej pakują go w kłopoty aniżeli mu pomagają.

Wietrzne marzenia to zabawna, a równocześnie niestroniąca od refleksji opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Perypetie Przemka są okazją do postawienia pytań o prawdziwą naturę człowieka. Mówią o jego słabościach a równocześnie sile jaką dają przyjaźń i miłość. Dostarczają wzruszeń, lecz przede wszystkim pozwalają zapomnieć o własnych problemach i przenoszą w świat czystych, młodzieńczych marzeń.

Wojciech Szlęzak – interesuje się historią, literaturą, filmem, sportem oraz rynkami finansowymi. Jego pasją są podróże autostopem. Ponadto ceni sobie obcowanie z dziką przyrodą. Mieszka na Śląsku. Jego nowa powieść nosi tytuł Wietrzne marzenia.

Tytuł: Wietrzne marzenia
Autor: Wojciech Szlęzak
Wydawca: Szara Godzina
ISBN: 978-83-935772-6-2
Format: 135×210
Oprawa: miękka
Liczba stron: 240
Premiera: 9 kwietnia 2013 roku
Kategoria: proza polska, obyczajowa

Wietrzne marzenia
Wojciech Szlęzak
(fragment)

„– A teraz porozmawiamy sobie na moich warunkach – wycedził mężczyzna, wyciągając przed siebie splecione dłonie, aż strzeliły kości. – Krzysiek, dawaj mi tu lampę.
Przemek zobaczył kolejnego z bandziorów, który przyniósł do zaciemnionego pokoju (oba okna zostały zakryte ciemnymi zasłonami) małą nocną lampkę i wręczył ją hersztowi. Mężczyzna nie zasłonił twarzy, więc Przemek mógł się mu dobrze przyjrzeć. Był to mężczyzna niespełna trzydziestoletni o nalanej twarzy. Jak wydawało się Przemkowi, mężczyzna nieco przestraszony, niepewny i zahukany.
– Coś ty, zdurniał? Co ty mi tu przynosisz za lampkę? Halogen miałeś przynieść. I załóż coś do cholery na łeb. Paradujesz po mieszkaniu, jakbyśmy tu sami byli.
– Andrzej, przecież mamy tylko jedną kominiarkę i sam ją dla siebie zabrałeś. Skąd ja ci drugą wytrzasnę?
– To nie wiem, pończochę załóż. Filmów nie oglądasz?
– Czterech chłopa w mieszkaniu, a on każe mi pończochę założyć. Nie zauważyłeś, że od trzech lat, jak tu mieszkamy, nie ma żadnej kobiety w naszym gronie i nikt w pończochach po pokojach się nie przechadza?
– To skocz pod blok do kiosku i kup od razu cztery pary. Przydadzą się – rozkazał herszt. – Ale najpierw przynieś mi ten halogen – rzucił jeszcze za odchodzącym.
Gdy światło lampy skierowane już zostało na twarz Przemka, a ten mimo woli musiał odwrócić głowę i przymknąć oczy, przesłuchanie się rozpoczęło.
– No to teraz po kolei. Gdzie jest Zbyszek? – zapytał wysoki mężczyzna w kominiarce.
– Mówiłem wam, że nie wiem. Nie spowiada mi się przecież. Zadzwonił do mnie parę dni temu i poprosił, żebym zastąpił go w pracy na dwa tygodnie. Wcześniej nie widziałem się z nim prawie dwa lata. Nie wiem, gdzie jest i czym się zajmuje poza pracą w gazowni. Nie wiem nawet, gdzie mieszka. Nie wiem nic, a wy popełniacie największą głupotę swojego życia. I rozwiążcie mnie, bo ręce mi cierpną. Zaraz stracę w nich czucie.
Więzy co prawda nie zelżały, ale światło halogenu zgasło i Przemek znów mógł otworzyć oczy.
– Co jest z tą lampą? – zdziwił się Andrzej. – Czy w tym mieszkaniu nic nie działa tak jak należy? Krzysiek! Jesteś jeszcze?
Krzysztof na znak potwierdzenia wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
– Kup w kiosku jeszcze dwa duże paluszki.
– Dwa? – zdziwił się mężczyzna. – Oni chyba na sztuki nie sprzedają.
– Wiem, że tylko żarcie ci w głowie, ale uwierz mi, na tym życie się nie kończy. Baterie paluszki. Weź te z sobą, żeby nie wcisnęli ci jakichś mniejszych. – Andrzej wyciągnął baterie z latarki i rzucił je w stronę Krzyśka. Mężczyzna wykonał nieskoordynowany ruch dłonią, który miał być próbą ich uchwycenia. Baterie odbiły się od jego ramienia, upadły na podłogę i wtoczyły pod szafę. Andrzej załamał się.
– Dobra, nieważne. Idź już – ponaglił”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *