Po projekcji najnowszej odsłony Iron Mana wyszłam z kina w lekkiej konsternacji. Mimo mieszanych uczuć bawiłam się całkiem dobrze, jednak Iron Man 3 nie był tym, czego się spodziewałam. Dość szybko zorientowałam się, że nie jestem jedyna, a zdania na temat filmu są mocno podzielone. Jednocześnie odniósł on wielki komercyjny sukces – podczas otwarcia zarobił więcej niż Avengers. To jednak o niczym nie świadczy – niejeden kiepski film miał dobre otwarcie, poza tym Iron Man 3 był, po prostu, skazany na sukces, m.in. dzięki roli świetnego Roberta Downeya Jr. Czy więc nowy Iron Man faktycznie jest sukcesem – nie tylko komercyjnym, ale też artystycznym?

No, dobra, żartuję. Nikt nie oczekuje od tego typu kina artystycznych ambicji – ma być dobra rozrywka. I efekty. I akcja. … czyli rozrywka.

Z zadania dostarczenia widzom dużej dawki rozrywki nowy Iron Man wywiązuje się całkiem nieźle: jest dobrze zagrany, nie brak w nim dowcipnych dialogów i żartów sytuacyjnych (powracający motyw zdalnej zbroi to prawdziwa perełka), efekty robią całkiem dobre wrażenie, a historia, choć nie zachwyca, na swój sposób trzyma się kupy. Film w pewnym stopniu unika też powielania schematów z poprzednich części i wprowadza nową jakość, więcej uwagi poświęcając psychice bohatera (Tony Stark cierpiący na syndrom stresu pourazowego po akcji z Avengersów to ciekawy motyw; pojawia się też wątek przyjaźni z pewnym chłopcem i zawirowania w relacji z Pepper). Jest to więc bardziej film o Tonym Starku niż o Iron Manie. Mimo to, satysfakcja jest najwyżej (!) połowiczna, bo wszystko to potraktowano bardzo powierzchownie i stereotypowo, a sam film wydaje się być przeznaczony dla zdecydowanie młodszego widza niż poprzednie dwie części – krótko mówiąc, jest infantylny. Być może to „zasługa” zmiany na stołku reżysera – tym razem za film odpowiada bowiem nie Jon Favreau, ale Shane Black, który jest również współtwórcą scenariusza.

ironman1

Tym razem Iron Man musi zmierzyć się z tajemniczymi aktami terroru, za którymi stoi niejaki Mandaryn, pragnący „dać lekcję” butnym Stanom Zjednoczonym. Jednocześnie jednak musi zmagać się ze swoimi demonami i całkiem nieoczekiwanie – radzić sobie bez swojej niezwykłej zbroi… Przynajmniej przez jakiś czas.

Historia jest bardzo luźno inspirowana cyklem komiksowym Extremis – luźno do tego stopnia, że fani i fanki mają ekipie Marvela za złe, że dała filmowi swoje błogosławieństwo. Szczególnie nie mogą wybaczyć zasadniczych zmian w postaci niejakiego Mandaryna, który w komiksie zatytułowanym Tales of Suspence zadebiutował w 1964 roku jako jeden z antagonistów Iron Mana. Twórcy filmu potraktowali tego bohatera bardzo swobodnie, co nie zmienia faktu, że ich koncepcja całkiem dobrze pasuje do całości, zwiększając, by tak rzec, walory humorystyczne filmu. Nie jestem tylko pewna, czy fankom i fanom serii chodziło o AŻ TAKIE zwiększanie tych walorów, bowiem skutkuje ono tym, że w nowej odsłonie Iron Mana praktycznie nie ma ani grama mroku. Najgorsze w mojej ocenie jest jednak to, że choć historia nie jest porażająco głupia, to błyskotliwą jej nazwać nie sposób. Wtórność – to słowo świetnie oddaje charakter scenariusza. Może nie wtórność względem poprzednich części, ale względem kina akcji jako takiego – niewątpliwie. Ile razy można bowiem oglądać kolejną wariację na temat Al-kaidy? Tak, tak, tutejszy Mandaryn, mimo chińskich akcentów (strój, fryzura) przypomina raczej stereotypowego „złego” Araba – zmiana ta powoduje, że jego odniesienie do chińskiej kultury całkiem pozbawione jest sensu; już lepiej byłoby, gdyby twórcy powołali do życia całkiem nową postać. Z kolei plusem filmu są wariacje na temat: czy Tony Stark bez zbroi cokolwiek znaczy?; jaką siłę może mieć bohater pozbawiony swoich atrybutów? Może nie było to zbyt głębokie (jak wszystko w tym filmie), ale i tak całkiem nieźle się udało.

ironman5

Od strony wizualnej niewiele można filmowi zarzucić poza jednym, zasadniczym minusem – wyprodukowano go wyłącznie w technologii 3D, podczas gdy… była ona zupełnie zbędna. Niby masz na nosie okulary, ale jakoś niewiele to zmienia. Momentów, w których można było zobaczyć prawdziwą głębię obrazu, po prostu sobie nie przypominam. Sporo rozczarowanie, zważywszy fakt, że 3D na plakacie oznacza wyższą cenę biletów. Popsuła się też oprawa dźwiękowa – jednak bez AC/DC i porządnego hardrocka to nie to samo…

Robert Downey Jr. sprawdza się jak zwykle, mimo że jego postać rozpisana jest średnio. Ujmę to tak: dawno już nie widziałam tak nieprzekonującej wizji „ataków paniki”. Ale to nie wina aktora, to raczej twórcy scenariusza i reżyser beztrosko zrezygnowali z psychologicznej konsultacji i rozpisali ten stres pourazowy, jak umieli, czyli bardzo kiepsko. Niby więc chcieli pogłębić postać Starka, jednak sposób, w jaki to zrobili, z pewnością trudno nazwać satysfakcjonującym. Podobnie sprawy się mają w odniesieniu do relacji Tyny’ego z bliskimi mu osobami – banał, niewykorzystany potencjał. Na szczęście nie jest to „na poważnie” – dowcipne dialogi i sytuacje odwracają uwagę od miałkości wewnętrznego życia bohatera.

ironman3

W drugoplanowych rolach widzimy ponownie Gwyneth Paltrow (jako Pepper Potts, ukochaną Tony’ego) i Dona Cheadle’a (Pułkownik James Rhodes), a także nowe postaci, w które wcielają się: Guy Pearce (Aldrich Killian), Rebecca Hall (Maya Hansen), Ben Kingsley (Mandaryn). Wszyscy ze swoich ról wywiązali się na satysfakcjonującym poziomie, nawet mimo tego, że między Tonym i Pepper brakuje chemii oraz że już w pierwszym momencie, kiedy widzi się na ekranie twarz Guy’a Pearce’a, trochę zbyt wielu rzeczy można się domyślić.

ironman2

Irytująco prymitywnie zarysowano w filmie kwestie polityczne. Bardziej widać tu sympatie republikańskie niż demokratyczne, co można, rzecz jasna, zrozumieć. Jednak przedstawienie prezydenta odpowiedzialnego za katastrofę biologiczną jako postaci pozytywnej, a uczynienie czarnym charakterem kogoś, kto jest przy okazji ekologiem, to w moim odczuciu zwykła manipulacja. Oczywiście nacisk położono też na mocarstwowość USA, ale tego należało się przecież spodziewać.

ironman6

Mogłabym wspomnieć jeszcze o efektownej scenie finałowego starcia, o tym, że ludzie tu wpadają w ogień, a mimo to ich fryzury są niczym nieskalane no i jeszcze o zakończeniu które „zszokowało” widzów, choć było, w zasadzie, całkiem adekwatne i wcale nie takie niespodziewane (nie zdradzę – chcecie, to zszokujcie się sami). I więcej już pisać nie trzeba – i tak poświęciłam Iron Manowi 3 sporo miejsca. Ogólnie rzecz biorąc, jak na kino akcji o obniżonej kategorii wiekowej, film określiłabym jako „dobry w swoim gatunku”. Bawiłam się na nim dobrze, choć na pewno nie jest to dzieło, które zapadnie mi w pamięć na dłużej; właściwie już zaczynam je zapominać… Podsumowując: jeśli przyjrzeć się rozmaitym elementom nowego Iron Mana (poza dobrym aktorstwem i jeszcze lepszym dowcipem), to nie są one w pełni satysfakcjonujące; zaskakująco jednak łączą się w sympatyczną, i łatwo przyswajalną całość.

Moja ocena: 6,5/10

{youtube}ddI3tgRU1Y4{/youtube}

Tytuł oryginału: Iron Man 3
Reżyseria: Shane Black
Scenariusz: Shane Black, Shane Black, Drew Pearce
Rok produkcji: 2013
Premiera kinowa: 9 maja 2013
Gatunek: akcji, s-f
Kraje produkcji: Chiny, USA
Czas trwania: 109 min

Kopia Multikino-wiecej niz kino

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *