Współczesna literatura coraz chętniej i śmielej bierze na siebie rolę terapeuty i zamiast opowiadać o uczuciach i emocjach przy użyciu całego arsenału poetyckich środków stylistycznych, bez ogródek, rzeczowo i wręcz z lubością dokonuje ich wiwisekcji, niejednokrotnie łamiąc przy tym rozmaite kulturowe tabu, dotykając najintymniejszych sfer psychiki, koncentrując się na najdziwaczniejszych aspektach ludzkiej natury. Bardzo często ten psychologiczny ekshibicjonizm służy jedynie chęci szokowania i wzbudzania taniej sensacji, rzadko owocuje głębszą refleksją.

Chodziło o miłość w pewnym stopniu wpisuje się w ten literacki nurt, z tą jednak różnicą, że wszelkie użyte przez autora środki i zabiegi czemuś służą. Losy głównego bohatera oraz trójki jego przyjaciół doskonale odzwierciedlają zagubienie człowieka we współczesnym świecie, swego rodzaju kalectwo emocjonalne utrudniające lub wręcz uniemożliwiające nawiązanie i utrzymanie bliskiej więzi z drugim człowiekiem, co z kolei prowadzi czytelnika do niezbyt optymistycznych przemyśleń nad kondycją ludzkiej natury i kierunku, w jakim zmierzamy, w sensie dosłownym i metaforycznym.

Głównym bohaterem powieści Roberta Rienta jest trzydziestokilkuletni dziennikarz, Aureliusz Kic, zwany przez przyjaciół Arkiem. Nie bardzo układa mu się w życiu: jest świeżo po rozwodzie z Magdą, które to doświadczenie mocno nadwerężyło jego poczucie wartości i skłoniło do korzystania z usług terapeutki raz w tygodniu. Samotny, nieszczęśliwy, sfrustrowany niesatysfakcjonującą pracą, sprawia wrażenie życiowego nieudacznika, któremu nic nie wychodzi. Żeby dopełnić tego smętnego obrazu, należy wspomnieć o traumatycznym dzieciństwie bohatera zdominowanym przez surową babkę, naznaczonym brakiem ojca, który opuścił rodzinę i wiecznie nieobecną duchem matkę. Jedynym oparciem dla Arka była jego starsza Siostra, która w przeciwieństwie do brata wiedzie dziś ustabilizowane, spokojne życie. I to ona jest jedynym głosem rozsądku w niewielkiej grupce osób otaczających bohatera, punktem odniesienia i tą, która „stawia do pionu”, gdy źle się dzieje. Aureliusz ma bowiem dwoje przyjaciół, jeszcze z czasów studenckich: Gosię i Michała. Oboje nie potrafią nawiązać trwałych relacji, stworzyć stabilnego, satysfakcjonującego związku, są na etapie intensywnych poszukiwań drugiej połówki, przy czym Gosia jednak preferuje seks bez zobowiązań, Michał zaś, po tragicznej śmierci swojej jedynej Miłości, po prostu boi się poważnie zaangażować w każdą nową znajomość. Przyjaźń, jaka łączy tę czwórkę (wliczając oczywiście Siostrę), jest za to naprawdę niezwykła, prawdziwa i inspirująca.

Pewnego dnia w życiu Arka pojawia się Justa, szalona dziewczyna, która zajmuje niepodzielne miejsce w jego myślach i sercu. Justa również chodzi na terapię do tej samej psycholożki co Arek; jest nieprzewidywalna, spontaniczna, ale też chwiejna emocjonalnie, co jednak wynika z jej choroby: zaburzenia osobowości borderline. Fascynuje i jednocześnie przeraża Arka, który czuje, że to kobieta jego życia. Obciążeni bagażem emocjonalnych doświadczeń, najczęściej negatywnych, postanawiają spróbować stworzyć związek, zdając sobie sprawę, że nie będzie to zadanie łatwe. Nieśmiałość, lęk przed odrzuceniem, neurotyczny charakter Arka oraz nieobliczalność i niestabilność psychiczna Justy wydają się nie najlepiej wróżyć wspólnej przyszłości. Czas pokaże, czy ich związek przetrwa…

Jak może zdążyliście się zorientować, nie przepadam za współczesnymi obyczajówkami. Również do debiutanckiej powieści Roberta Rienta podchodziłam jak pies do jeża, jednak już pierwsze strony powieści pozytywnie mnie zaskoczyły, a główny bohater – neurotyczny nieudacznik i samotnik – zaczął budzić moją niekłamaną sympatię i coraz bardziej przypominać… Adama Miauczyńskiego. Jeśli ktoś z Was oglądał kultowy już dziś cykl filmowy Marka Koterskiego, wie, o czym mówię. Niektórym pewnie słowa te wystarczą za zachętę do przeczytania książki, i słusznie, choć trzeba stanowczo zaznaczyć, że jest to tylko moje skojarzenie, niekoniecznie zgodne z zamierzeniem autora. Refleksja jednak narzuca się sama: czyżby dzisiejsza rzeczywistość kreowała nas właśnie takimi? Wiecznie nieszczęśliwymi, rozpamiętującymi bez przerwy najbardziej poniżające i przykre wydarzenia z dzieciństwa i wczesnej młodości, skutecznie uniemożliwiające przerwanie tego zaklętego kręgu i stworzenie zdrowych międzyludzkich relacji? Wspomnienia, jakie przywołuje bohater, które ukształtowały jego osobowość i charakter, rzeczywiście są tragikomiczne, ale z kolei już zachowania i postępowanie czy to w pracy, czy w kontaktach z przyjaciółmi, niepokojąco przypominają te, które znamy z własnego życia. O czym to świadczy?

Znamienny jest również kontrast pomiędzy tzw. normalnymi ludźmi a bywalcami szpitala psychiatrycznego. Przy okazji, rewelacyjnie sportretowanymi przez autora. O ile obcowanie z freakami typu Gosia i Michał szybko przyzwyczaja nas do ich sposobu życia i różnych wyskoków mogących budzić pewne kontrowersje, o tyle trudno było się oprzeć wrażeniu, że wielu ludzi wiodących zwyczajne, szare życie, wykazuje spore predyspozycje, by trafić na oddział zamknięty. Moje uznanie wzbudził genialny sposób, a jaki autor osiągnął ten cel: wplatając w luźne rozmyślania i retrospekcje Arka strzępki zasłyszanych na ulicy rozmów przypadkowych ludzi.

Chodziło o miłość, wbrew pozorom, nie jest tylko i wyłącznie lekką lekturą. Mylący może okazać się styl autora: swobodny, płynny, operujący wyrażeniami z języka potocznego, jednak nie w stopniu rażącym. Rient unika literackiej maniery, pisze rzeczowo, konkretnie, po męsku, wszak ukazuje męski punkt widzenia. Zachowuje umiar w stosowaniu wulgaryzmów, które jedynie przydają mocy emocjom; nie epatuje seksem, choć też nie umniejsza jego wagi i roli. To dobrze przemyślana powieść, której każdy składnik ma określony jasno cel – z całą pewnością nie jest nim chęć szokowania odbiorcy.

Jest to przede wszystkim opowieść o ludzkiej samotności, potrzebie bliskości, lęku przed odrzuceniem, mozolnych próbach odnalezienia samego siebie, emocjonalnym dojrzewaniu i nieustannych poszukiwaniach miłości, która nadałaby życiu sens, pomogła przegonić demony, zapewniła wiarę w lepsze jutro. Rient na swój dziwaczny, męski, ale i wzruszający sposób pokazuje, że jest to możliwe, ale wymaga od nas poświęceń i wytrwałości. Unikając moralizatorstwa i nie narzucając czytelnikowi własnego zdania (co najwyżej delikatnie je sugerując) daje się poznać jako wnikliwy obserwator współczesnej rzeczywistości, analizując ją w zaskakująco trafny, prosty sposób. Gorzka, ale wzbogacona nutą optymizmu proza Rienta jest prawdziwym powiewem świeżości; wyraża wszystkie obawy i nadzieje współczesnego człowieka; bawi, wzrusza i przeraża oferując mądrą, skłaniającą do głębszej refleksji rozrywkę na przyzwoitym poziomie. Serdecznie polecam!

Autor: Robert Rient
Tytuł: Chodziło o miłość
Wydawca: Sonia Draga
Data wydania: 18 kwietnia 2013
Liczba stron: 290
Okładka: miękka ze skrzydełkami
ISBN:978-83-7508-675-1
Kategoria: proza polska, powieść obyczajowa

Autorka recenzji prowadzi bloga pod adresem: http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *