Najnowsze dzieło Woody’ego Allena wywołało we mnie nieco mieszane uczucia i pozostawiło pewien niedosyt. Teoretycznie film ma wszystko, co powinno składać się na artystyczny i komercyjny sukces (na tyle, na ile mogą one iść w parze). Mimo to, efekt końcowy odbiega nieco od moich oczekiwań.

Pamiętacie O północy w Paryżu? Film podbił serca widzów w zeszłym roku, zebrał Oscara i Złoty Glob za scenariusz. Obejrzałam go z przyjemnością, urzeczona nie tylko Paryżem widzianym oczyma Allena (uważam, że pokazał miasto piękniejsze, niż jest w rzeczywistości), ale także subtelnym, inteligentnym dowcipem, dopracowanym scenariuszem, pełną uroku grą aktorów i ogólnie: całą koncepcją filmu, w którym splatają się wątki współczesne z podróżą do artystycznego Paryża lat 20’ XX wieku, wszystko okraszone jest błyskotliwymi dialogami, a Owen Wilson okazuje się być zaskakująco dobrą reinkarnacją Woodego Allena. W Zakochanych w Rzymie reinkarnacja nie jest potrzebna – reżyser pojawia się na ekranie osobiście w swoim obowiązkowym, neurotycznym i intensywnie gestykulującym emploi. Znów mamy piękną europejską stolicę (Allan najwyraźniej na dłużej zrezygnował z Nowego Jorku), mamy dowcip oraz skomplikowane relacje różnorodnych bohaterek i bohaterów a także prawdziwą galerię gwiazd, które się w nich wcielają – poza Woodym Allenem na ekranie m. in. Alec Baldwin, Penélope Cruz, Jesse Eisenberg, Roberto Benigni i Ellen Page…

A jednak filmowi brakuje nieco lekkości cechującej O północy w Paryżu czy inne, wcześniejsze filmy Allena. Brakuje także pazura. Przez cały seans miałam poczucie ledwie połowicznego wykorzystania potencjału tkwiącego w tym materiale, poczynając od tego, co zawsze było siłą reżysera – scenariusza.

rome5

Woody Allen postanowił opowiedzieć nam równolegle rozgrywające się historie kilku par – włoskich, amerykańskich i jednej mieszanej. Mamy więc młode, oparte na tradycyjnych, włoskich wartościach małżeństwo dwojga prowincjuszy przybywających do stolicy Italii w poszukiwaniu lepszej przyszłości, mamy Amerykankę i Włocha, którzy zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia… a później muszą uporać się ze spotkaniem swoich rodziców, mamy historię kompletnie przeciętnego urzędnika, który z dnia na dzień staje się celebrytą i wreszcie bodaj najważniejsze postacie filmu – uwikłanych w miłosny trójkąt bohaterów granych przez Jessego Eisenberga, Ellen Page i Gretę Gerwig, którym partneruje uroczy Alec Baldwin w roli narratora odbywającego swoistą podróż w głąb swoich związanych z Rzymem wspomnień sprzed 30 lat…

rome3

Pomysły na poszczególne historie, generalnie dobre i w Allenowskim typie, zostały potraktowane dość płytko (co, w odniesieniu do Allena, i tak oznacza całkiem niezły poziom). Płytko scharakteryzowano także większość postaci – nieco pogłębiona charakterystyka trafiła się jedynie bohaterom granym przez (a jakże) Woodego Allena oraz Jessego Eisenberga i Ellen Page (w ich przypadku – dzięki wsparciu ze strony narratora – Baldwina). Mamy więc do czynienia raczej z postaciami archetypicznymi niż bohaterami z krwi i kości. Film nabiera tempa bardzo powoli. Niewątpliwie jest to związane z mnogością wątków i postaci, jednak efekt jest taki, że przez kilkanaście pierwszych minut oglądałam film… właściwie nie bardzo wiedząc, po co. Dopiero później poszczególne opowieści zaczynają nabierać kształtów, są to jednak kształty niezbyt zaskakujące – wszystkie gdzieś, kiedyś już były. Niewiele jest w tym filmie elementów, które potrafiłyby naprawdę zaskoczyć widza, choć kilka, na szczęście, się znajdzie. Scenariusz jest niedoskonały; sprawia wrażenie pisanego w pośpiechu, dialogi zaś nie są tak błyskotliwe, jak do tego przywykliśmy w Allenowskim kinie. Dowcipy bywają nieco naciągane i wtórne. W efekcie film nie wciągnął mnie tak, jak by mógł, a ze względu na to, że wątki były dość przewidywalne, chwilami trochę się… nudziłam.

rome1

Nie oznacza to jednak, że film nie jest wart obejrzenia. Jasną stroną niewątpliwie jest aktorstwo – galeria gwiazd oraz mniej nam znanych, włoskich aktorek i aktorów, którzy wcielają się w swoich bohaterów z prawdziwym wdziękiem. Wrażenie robią także dekoracje – Rzym jest po prostu piękny i już samo to, że „gra” w filmie podnosi jego atrakcyjność (choć uważam, że Paryż udało się Allenowi pokazać korzystniej). Jest wreszcie w filmie kilka smaczków, jak historia miłosnego trójkąta czy prysznicowego śpiewaka, satyra na włoskie wyższe sfery oraz płytki świat kilkudniowych celebrytów czy dialogi bohatera granego przez Allena i jego żony – zdystansowanej wobec jego natręctw psychiatrki.

rome4

Film jest lekki, łatwy i (jednak) przyjemny, pointy i konkluzje są proste do wytropienia i niezbyt odkrywcze. Nie powiedziałabym więc, że jest to kino intelektualne; próżno szukać tu błyskotliwych wniosków, niewiele jest też aluzji do kultury i sztuki (wyjątki  to np. opera – ważny motyw jednego z wątków oraz nawiązania do Dekameronu Giovanniego Boccaccia – w samej formie filmu jako zbioru nowel), co rozczarowuje, zważywszy na to, jak wiele możliwości na tym polu daje Rzym. Zakochani w Rzymie to jednak wciąż niezłe kino rozrywkowe, lepsze od niejednej komedii romantycznej, choć dalekie od miana arcydzieła. Prawdopodobnie, gdyby podpisał się pod nim ktoś inny, byłabym bardziej wyrozumiała – po Allenie spodziewałam się czegoś więcej.

Moja ocena: 7,5 / 10

{youtube}xj67N8bcQhs{/youtube}

Tytuł polski: Zakochani w Rzymie
Tytuł oryginału: To Rome With Love
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Rok produkcji: 2012
Premiera kinowa: 24 sierpnia 2012
Gatunek: komedia
Kraje produkcji: Hiszpania, USA, Włochy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *