Myślę, że wielu widzów i krytyków od filmu opowiadającego o Margaret Thatcher oczekiwało politycznego kontekstu, spektakularnych dialogów i specyficznej powagi akcji. Tymczasem na ekranie wyświetlono nam nieomal monodram w kuchni.

Życie Margaret Thatcher według reżyserki Żelaznej damy, Phyllidy Lloyd jest wyjątkowo mało polityczne. A jeśli się już takim staje, to jest mniej spektakularne, niż się przyzwyczailiśmy o tym myśleć. Zwolennicy filmów o politykach mogą więc poczuć się lekko zawiedzeni. Oczywiście, opowieść jest skonstruowana tak, że stajemy się świadkami wszystkich kluczowych momentów z życia Pierwszej Premier w historii Wielkiej Brytanii, widzimy jak krok po kroku córka sklepikarza staje się najbardziej wpływową kobietą w polityce końca lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. W rytm jej pamięci stajemy się świadkami jej sukcesów i porażek, widzimy jak reaguje na protesty górników i jak pisze listy do rodzin poległych w wojnie o Falklandy. Ale sceny te są częścią opowieści zupełnie innej, nieupudrowanej i nie wpisanej w historyczno-polityczny dyskurs, bardzo dalekiej od wszelkich prób oceny zarówno samej postaci Thatcher, jak i jej politycznych decyzji.

Żelazna dama, wydaje się być filmem bardziej o samotności, niż o władzy. To nie jest nawet opowieść o samotnym człowieku władzy, ale o samotnej kobiecie po prostu. Nie bez znaczenia jest oczywiście fakt, że główna bohaterka poświęciła swoje życie polityce, ale widz ma wrażenie, że monolog, który prowadzi filmowa Margaret Thatcher, mógłby być równie dobrze monologiem Elżbiety II, Marii Skłodowskiej – Curie, Agathy Christie czy jakiejkolwiek innej kobiety, która przeżyła swoje życie, poświęcając je idei. I to niekoniecznie idei, która uważana jest lub była za ideę bądź aspirację typowo męską.

zelazna-dama-92952

Wrażenie to ma również swoją przyczynę w kompozycji opowieści, gdyż narracja jest prowadzona z perspektywy osoby wspominającej swoje życie. Spotykamy bowiem bohaterkę w bardzo trudnym dla niej momencie. Margaret Thatcher jest stara, straciła męża, musi uporządkować jego rzeczy, a tymczasem ciało zaczyna odmawiać jej posłuszeństwa. Co więcej, wielka kobieta naszych czasów boryka się z zanikami pamięci, halucynacjami, zaczyna rozmawiać ze zmarłym mężem, obraża się na niego, bo nie włożył szalika.

Na ekranie widzimy zatem troszkę krnąbrną staruszkę, która wyrzuca garnitury męża z szafy, która nie słucha swoich opiekunów i nie bierze lekarstw, wymyka się z domu po mleko i kiedy jest elegancko ubrana i podejmuje gości, wciąż zdarza jej się myśleć, że jest premierem. Czasami musi włączyć głośno muzykę i powtarzać sobie, że jeszcze nie zwariowała. Jednocześnie każdy drobiazg w domu przypomina jej o czasach, które minęły. Wracamy do nich razem z jej pamięcią i za każdym razem zadajemy sobie pytanie o to, jak to wszystko się mogło stać?

zelazna3

Najbardziej niezwykłym zjawiskiem, w tym zaskakująco przeciętnym fabularnie filmie, jest sama postać Thatcher. Meryl Streep nie tyle zagrała, co wcieliła się w byłą premier Wielkiej Brytanii w sposób totalny. Widz doprawdy ma chwilami wrażenie, że to nie Streep siedzi taka rozczochrana i zmęczona przed lustrem, ale że to sama Thatcher postanowiła nagrać swój poranek i pokazać go światu. Każdy gest i każdy ruch, nawet głos i intonacja zostały dopracowane z perfekcją, zakrawającą na demoniczne tworzenie sobowtóra. Cały film to tak naprawdę gra Streep: jej pantomima, jej monodram. Szczególnie przejmująca jest w scenach rozmów głównej bohaterki ze zmarłym mężem, w scenach, w których filmowa Margaret Thatcher musi dostrzec swoją słabość i przyziemność, swoją nieumiejętność pogodzenia się ze śmiercią i z odchodzeniem –  w każdym wymiarze.

zelazna1

Z jednej strony można w tym zabiegu oddania filmu w ręce jednej aktorki dostrzec jego słabość, jego powtarzalność i nachalną paraboliczność. Z drugiej strony jednak, postać Thatcher, która została wybrana katalizatorem historii i Meryl Streep wcielająca się i nadająca formę owej przypowieści, sprawiają, że parabola się lekko wygina w kierunku Oscara.

Doprawdy, watro zobaczyć dla samej Streep.

{youtube}ovLOoVCA6tQ{/youtube}

Tytuł polski: Żelazna dama
Tytuł oryginału: The Iron Lady
Reżyseria: Phyllida Lloyd
Scenariusz: Abi Morgan
W rolach głównych: Meryl Streep, Jim Broadbent, Olivia Colman, Roger Allam
Rok produkcji: 2011
Premiera kinowa: 10 lutego 2012
Gatunek: biograficzny, dramat, polityczny
Produkcja: Francja, Wielka Brytania
Czas trwania: 105 min
Przedział wiekowy: b/o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *