Światło wirtualne to powieść uznanego amerykańskiego pisarza, Williama Gibsona – twórcy pojęcia cyberprzestrzeń, uważanego za ojca i mistrza cyberpunku. Gibson przez wielu nazywany jest wizjonerem, w swoich książkach efektownie łączy wiedzę technologiczną, legendy miejskie, rozmaite folklory i trafne spostrzeżenia na temat naszego gatunku.

Powieść Światło wirtualne po raz pierwszy ukazała się w 1993 roku, jako pierwsza z części Trylogii mostu. Mimo że jest częścią większej całości, stanowi zamkniętą historię. Czytając tę książkę także dziś, po blisko 20 latach od pierwszego wydania, można mieć wrażenie, że wizja autora jest bardzo prawdopodobna. Że tak może kiedyś, całkiem niedługo, wyglądać świat, że jego porządek nieubłaganie zdaje się zmierzać w tym kierunku.

Historia rozgrywa się na początku XXI wieku, w USA, na terenach dzisiejszej Kalifornii, po której pozostało tylko wspomnienie w postaci dwóch bliźniaczych stanów: NoCal i SoCal. Słynny most Golden Gate uległ katastrofie i został zamknięty przez władze, a następnie – opanowany przez zdeterminowany tłum bezdomnych, outsiderów i odszczepieńców, którzy stworzyli sobie na nim własne miasto, getto pozornej wolności. Świat jest brudny, niegościnny i bardzo, bardzo niesprawiedliwie urządzony.

Główni bohaterowie powieści to Chevette Washington, dziewczyna z Mostu oraz Berry Rydell, były policjant, teraz pracownik elitarnej firmy ochroniarskiej. Oboje to ludzie po przejściach, jak zresztą większość postaci tej historii. Ich losy splatają się nieoczekiwanie, kiedy Chevette, pod wpływem impulsu, dokonuje pierwszej w swoim życiu kradzieży. Jej łupem padają okulary w eleganckim futerale – pozornie zwyczajne, okazują się być niezwykle zaawansowanym technologicznie gadżetem. I niezwykle ważnym. To, co dzięki nim widać, może uczynić człowieka bogatym lub martwym.

Te okulary to właśnie tytułowe światło wirtualne. Gibson kreśli wokół nich intrygę przywodzącą na myśl dobrą, klasyczną literaturę lub kino sensacyjno – szpiegowskie, stopniując napięcie i z rosnącą dynamiką prowadząc wątki aż do spektakularnego zakończenia. Jednocześnie rysuje sugestywne tło – ponurą wizję świata skażonego zanieczyszczeniami i promieniowaniem, nękanego chorobami, głodem i biedą. W świecie tym, poza jego szarością, uderza przede wszystkim dychotomiczny podział społeczeństwa. Nie ma tu śladu po gloryfikowanej w zachodnich społeczeństwach klasie średniej – jest za to niewielka grupa bogaczy zamieszkujących luksusowe apartamenty i rzesze biedaków. Ktoś, kto, jak Rydell, mieszka w warunkach przypominających tani akademik, może mówić o szczęściu. Na kartach książki przewijają się policjanci, najemnicy, kurierzy rowerowi, uliczni handlarze, ludzie z Mostu, hackerzy, członkowie sekt religijnych a także przedstawiciele elity – wpływowi prawnicy, dziennikarze telewizyjni oraz ci, którzy naprawdę pociągają za sznurki.

To, co uderza w postawie bohaterów – nie tylko pierwszoplanowych, ale też tych z tła, to postawa rezygnacji, pogodzenia się ze światem i ze swoim, raczej żałosnym miejscem w jego porządku. Warto zresztą zaznaczyć, że autor sugestywnie i trafnie, choć też – oszczędnie, kreśli psychologiczne portrety swoich bohaterów. Mamy do czynienia z bogatą galerią postaci i szerokim wachlarzem ludzkich postaw i zachowań.

W książce znaleźć można wiele smaczków, jak telewizyjna sekta wielebnego Fallona, postać J. D. Shapely’ego, czczonego za to, że umożliwił przełom w opracowaniu leku na AIDS, wizja wszechpotężnych hackerów, szczegółowe opisy funkcjonowania nowych sekt religijnych (które powinny dać do myślenia), czy wreszcie – sama wizja Mostu jako państwa w państwie, dającego swoim mieszkańcom złudzenie wolności.

W odbiorze tego wszystkiego bardzo pomaga sugestywny, oszczędny w formie, nieco chropowaty styl narracji – doskonale dopasowany do przedstawionego świata.

Początki mogą być odrobinę trudne – intryga na wstępie zawiązuje się powoli, a jednocześnie autor przekazuje wiele informacji, które na razie jeszcze do niczego nam nie pasują. Czytelnik na pierwszych kartach książki może się poczuć jak ktoś bez ostrzeżenia wrzucony w wir całkiem nieznanych mu wydarzeń. Warto jednak przetrwać ten moment, by po chwili powoli składać sobie informacje w całość, śledzić losy bohaterów i chłonąć dekadencką atmosferę opowieści. Akcja przyspiesza w miarę zbliżania się ku końcowi i wciąga, choć za sprawą konstrukcji tekstu i narracji, czytając nieuważnie, można się w niej nieco pogubić – lepiej więc się nie rozpraszać. Samo zakończenie zaskakuje, jest jak z sensacyjnego filmu.

Książkę Gibsona można czytać po prostu – jako ciekawą historię, ale poza tym także na nieco głębszym poziomie – jako refleksję nad kondycją dzisiejszego świata i nad tym, dokąd on zmierza. Czy to możliwe, że i nas czeka taka „schyłkowa faza kapitalizmu”, kiedy większość ludzi zmuszona będzie niemal walczyć o przeżycie, podczas gdy odizolowana od nich „elita” zamieszkiwać będzie eleganckie apartamentowce? Czy i my doprowadzimy nasz świat do ekologicznej ruiny, a dostęp do naszych umysłów oddamy sektom? A może to wszystko już się dzieje i obraz ukazany w Świetle wirtualnym to przerysowany, groteskowy świat, w którym żyjemy teraz?

Naprawdę, polecam.

Idoru, William Gibson – recenzja (kontynuacja Światła wirtualnego)

Autor: Gibson William
Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Rok wydania: 2010
Kategoria: Literatura piękna / Fantastyka
Tytuł oryginału: Virtual Light
ISBN: 9788324578900
Liczba stron: 272
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Gatunerk: fantastyka, s-f

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *