Po kilku miesiącach oczekiwania (pełnego niecierpliwości i wiązanek niecenzuralnych pod adresem hrabi Maccona związanych z zakończeniem poprzedniej części cyklu Protektorat parasola, Bezzmiennej) Bezgrzeszna w końcu dotarła do moich czcigodnych rąk i… momentalnie wylądowała przy książkach oczekujących na mnie, czemu towarzyszyło moje fochnięte tupnięcie nóżką, zadarty nosek i myśl: teraz to ty na mnie poczekasz

A skoro obie poczekałyśmy wystarczająco jedna na drugą, gniewy i fochy zatarły się przez czas, postanowiłyśmy wraz z Bezgrzeszną zawiesić wojennie szpikulce parasolek i wypić razem herbatkę. I cóż z tego wynikło? Rzecz jasna, recenzja, moi Drodzy!

Maccon jak to Maccon, jest wilkołakiem porywczym i rozwrzeszczanym, jednak czasami potrafi ruszyć głową i w pewnych okolicznościach (pozbawionych formaliny i innych środków wprawiających w stan alkoholowego odurzenia – wyobrażacie sobie pijanego wilkołaka?) dojść do dość oczywistych wniosków.

Alexia jak to Alexia, nie tracąc swojej pięknej (choć jej nos znalazłby inny epitet) pewności siebie oraz genialnej i zaskakującej parasolki, w chwilach pełnych chęci nawrzeszczenia na męża, potrafi ruszyć nie tylko rozsądkiem, ale i tak paskudną sprawą jak – zwana przez poetów oklepanych słowem – miłość, i dojść do dość oczywistych wniosków.

Czytelnicy do owych wniosków doszli już przy końcówce Bezzmiennej, natomiast siekierowaty wilkołak i parasolkowana bezduszna potrzebowali całego kolejnego tomu, który wyszedł spod pióra genialnej Carriger, która i tutaj, jak w poprzednich dwóch tomach, zachwyca ironicznym i łobuzerskim stylem, poczuciem humoru i ciekawie wykreowanym światem.

Jeżeli czytaliście dwie poprzednie części, to koniecznie musicie przeczytać i tę. Są tu mechaniczne biedronki, brak Akeldamy (jego brak był tak dziwny, że aż nie zdążyłam nafuczeć na nieobecność mojego ukochanego wampira tuż po Armandzie i Lestacie) oraz jest dzieciofeler! Dodatkowo mogę was zachęcić pijanym wilkołakiem i templariuszami w grubych rękawicach (fanatyzm religijny zawsze mnie strasznie bawił). A poza tym dowiecie się, że najlepszą zemstą jest zjedzenie Pesto.

Przede mną kolejne miesiące oczekiwania na ciąg dalszy parasolkowatej książki. Zapowiadają, iż Bezwzględna będzie o imbryczkach. Chętnie o nich poczytam, no chyba że znów pokłócę się z książką i trochę nam zajmie przełamanie pierwszych lodów. Ale nie ma strachu, mam Pesto i nie zawaham się go użyć.

 Gail Carriger, Bezduszna – recenzja pierwszej części cyklu.
Gail Carriger, Bezzmienna recenzja drugiej części cyklu.

Tytuł: Bezgrzeszna
Autor: Carriger Gail
Wydawca: Prószyński Media
Numer wydania: I
Data premiery: 11 października 2011
Okładka: miękka
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 320
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Gatunek: fantastyka, fantasy, steampunk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *