Ostatnio wpadła mi w ręce dylogia Galeony Wojny autorstwa Jacka Komudy, piewcy dzikich pól i szlachty polskiej z przełomu XVI i XVII wieku. Zaciekawiło mnie, że porusza „morski” temat, choć miałem już za sobą jego Czarną Banderę, traktującą o piratach. Nie okazała się jednak tak dobra jak Bohun czy Samozwaniec. Autor specjalizujący się w historii naszego pogranicza, o doskonałym warsztacie, dbający o szczegóły historyczne, porwał się na morską epopeję, której bohaterem uczynił Arenda Dickmanna.

 No tak, kim był Holender osiadły w Gdańsku? Mamy ulice jego imienia, ale chyba nie pamiętamy jego postaci. Otóż był to kapitan i właściciel statku, mieszkający w Gdańsku, który podczas bitwy pod Oliwą w roku 1627 dowodził flotą królewską. Dzięki jego brawurze i umiejętnościom flota polska przerwała szwedzką blokadę Gdańska. Niestety odwagę przypłacił śmiercią.

Bohater Galeonów Wojny wżeniony w bogatą rodzinę Uphagenów przeżywa dramat. Jego żona, dla której porzucił morze, gaśnie w śmiertelnej chorobie. Dickmann traci ostatnie pieniądze, by znaleźć remedium. Niestety musi pogodzić się z faktem, że takowego nie ma, a i fortuna odwróciła się od niego. Wierzyciele nachodzą jego dom. Czy przyjdzie mu zgnić na śmietniku życia? Twardy żeglarz nie łamie się, choć wszyscy przyjaciele opuszczają go. Bez pieniędzy niewielu masz przyjaciół… nie inaczej jest i dziś.

Przez przypadek dowiaduje się, że prócz Szwedów blokujących port istnieje jeszcze jedno zagrożenie. Żeglarze boją się wypływać na Ostsee bo grasuje tam Lewiatan. Ten mityczny stwór atakujący statki armatorów gdańskich jest ostatnią szansą Dickmanna.

Zaciąga się do floty Królewskiej, by otrzymać statek i złapać Lewiatana. Tu dyskretnie zamilknę, odsyłając zainteresowanych do książki Jacka Komudy.

Książka traktująca o morskich sprawach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej napisana barwnym językiem, ukazuje dumne i pyszne miasto, które niekoniecznie było polskie, a bardziej zawsze swoje własne. Zbudowane na handlu i rzemiośle hołduje mamonie. Komuda jaskrawo to pokazuje. Opisuje dumny złoty Gdańsk, o przepięknych bogatych kamienicach, które zamieszkują majętne i nieczułe rody mieszczańskie jak Uphagenowie czy Ferberowie. Pokazuje ten pyszny obraz i jednocześnie kieruje nasz wzrok w dół, ku przedprożom kamienic pełnych błota i nieczystości, wśród których pełzają biedacy, nieudacznicy, ladacznice o rudych włosach i „zadkach jak świeże limony”. Karczmy, gdzie ubijane są ciemne interesy i gdzie polscy mopankowie tracą fortuny przy kościach.

Komuda pokazuje nam wyraźnie, że żeglowanie, wojny morskie czy handel oceaniczny to domena Holendrów, Szkotów, Anglików i Kaszubów, ale nie Polaków. Ukazuje zderzenie dwóch charakterów, uosabianych przez wymienionego Dickmanna oraz polskiego zabijakę Jakimowskiego. Twardy żeglarz przeciw polskiemu rębajle. I wcale nie chodzi o spór jaki toczą, ale o smutną prawdę, że polska szlachecka racja stanu nie brała pod uwagę morza. Widząc dzisiejszych sejmowych mopanków mam to samo wrażenie – patrzą na Warszawę, patrzą na Lange Brucke i kamienice Gdańska nie wiedząc, że gdyby odwrócili się choć na chwilę i spojrzeli na Longum Mare, to może byśmy byli „jak owi angielczykowie”.

Dla opisów bitew, starego Gdańska, dla poznania tej epoki, dla rozwikłania zagadki Lewiatana zachęcam gorąco do lektury i zadumania się nad niefrasobliwością narodu obdarzonego dostępem do morza.

Autor: Jacek Komuda
Tytuł: Galeony wojny t. I
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: luty 2011
Seria: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN: 978-83-7574-314-2
Liczba stron: 392
Wymiary: 125 x 195 mm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *