
Co czyni nas ludźmi, sprawia że jesteśmy inni od zwierząt? Nie na poziomie metafizycznym, ale na co dzień, w relacjach z innymi. Język? Ubrania? Kultura i sztuka? Granica jest cieńsza, sprowadza się do głosu w naszej głowie, który hamuje pewne odruchy. To pęta, narzucone nam przez cywilizację i jej zasady. Z natury każdy jest egoistą, jak zwierze powinien dbać tylko o własne potrzeby, nie oglądając się na innych. Kimś takim jest Ballard, mieszkaniec amerykańskiej prowincji, odludek, któremu życie upływa od jednej butelki do drugiej. Bezdomny i bezrobotny z powodu ciążącego na nim wyroku za gwałt, z nieodłączną dubeltówką, żyje w rozpadającej się ruderze na obrzeżach miasta, niczym dziki zwierz w jaskini. Jest więc „Dziecię boże” studium człowieka, ale jego najmniej ludzkiego oblicza.