
„Co dzień zawdzięcza nocy”, Yasmina Khadra – recenzja

Natura ludzka upodobała sobie schematy. Świat podporządkowany szablonom, choćby nawet źle umotywowanym, jest znacznie łatwiej przyswajalny niż kompilacja niespodziewanych wydarzeń. Bohaterka książki 27, czyli śmierć tworzy artystę autorstwa Alexandry Salmeli, która ukazała się w ramach Serii z miotłą, jest owładnięta obsesją mitycznej „dwudziestki siódemki”. Zbliżając się do granicy wyznaczonej przez korowód legendarnych artystów, z Jimem Morrisonem i Janis Joplin na czele, staje się niewolnicą własnej paranoi, utwierdzającej ją w przekonaniu, że powinna dołączyć do tego popularnego grona. Na drodze do sukcesu napotyka jednak drobną komplikację – do tej pory nie stworzyła nawet zalążka wiekopomnego dzieła, dzięki któremu na stałe zapisałaby się na kartach historii…
Opowieść zaczyna się niewinnie, do tego stopnia, że zastanawiasz się, dlaczego tak bardzo interesuje cię historia takiego przeciętnego faceta. Trelkovsky, którego imię nie pada na żadnej ze stron książki, jest zupełnie zwyczajnym, niezamożnym francuskim urzędnikiem polskiego pochodzenia. Niczym się nie wyróżnia, a i dowiadujemy się o nim niewiele; w istocie mógłby być… każdym z nas. A jednak, wokół bohatera tak mało charakterystycznego, Topor po mistrzowsku kreuje atmosferę niepewności, nadchodzącej Zmiany, czy wręcz katastrofy. Prowadzi zdumionego czytelnika ku zaskakującemu finałowi, nie dając mu pola do protestu.