Od wydania Wehikułu czasu Herberta George’a Wellsa, maszyna do podróżowania w czwartym wymiarze nieustannie pojawia się w literaturze fantastycznonaukowej. Czy da się jeszcze napisać o niej coś nowego? Charles Yu postanowił to sprawdzić. I udało mu się udowodnić, że tak – wystarczy zabrać czytelnika w naprawdę szaloną podróż.
Charles Yu jest certyfikowanym technikiem sieciowym osobistych wehikułów chronogramatycznych klasy T i zatwierdzonym niezależnym afiliowanym podwykonawcą firmy Time Warner Time. Poważnie. Ujmując rzecz inaczej: utrzymuje się z naprawiania maszyn do podróży w czasie, większość czasu spędzając w jednej z nich. Swoje TM-31 ustawił na czas teraźniejszy nieokreślony, co sprawia, że żyje właściwie poza czasem. W ten sposób ucieka od odpowiedzialności, od obowiązków, ucieka od codziennej egzystencji. Ma tylko psa Eda, który nie istnieje, interfejs użytkownika wehikułu z depresją i kopię Microsoft Middle Manager 3.0, której wydaje się, iż jest człowiekiem o imieniu Phil.
Dariusz Domagalski oddaje do rąk czytelnika zbiór opowiadań z Krzyżakami w tle, dowodząc, że temat ten nie został wcale wyczerpany. Jego książka to spora porcja historii, przyprawiona filozofią i niemałą dozą fantastyki. Dzięki temu czytelnik nie otrzymuje odgrzanego kotleta, ale pyszne, przyozdobione pietruszką, pełnowartościowe danie, podane w sposób niezwykle estetyczny – choć różowawy. Jak ja nie cierpię różowego.
O niewielu pisarzach mogę powiedzieć, że – jeśli nawet z braku pieniędzy w studenckiej kiesie nie kupuję – przynajmniej czytam w ciemno wszystko, co z ich twórczości ukazuje się na rodzimym rynku wydawniczym. Do takich właśnie autorów zalicza się Orson Scott Card.
Względny pokój trwa już od dwustu lat. Cały kontynent został podbity przez ludzi, i ich Imperium rządzi niepodzielnie i nieprzerwanie. Stare rasy – Danu, krasnoludy, elfy – z którymi ludzie wygrali wojnę nie tylko o obszary do zamieszkania, lecz również o przeżycie całego gatunku, po swojej porażce zostały niemal doszczętnie wymordowane, a ich niedobitki stały się niewolnikami. Jako oznaki poddaństwa Danu noszą żelazne obroże na szyjach, a krasnoludy drewniane tabliczki. Ludzie pokonali przeciwników, bo potrafili odejść od zwyczajów i tradycji, dostosowując się do nowych warunków. Umiejętność adaptacji okazała się elementem decydującym i pozwoliła im z łatwością wykorzystać słabości starych ras. Wzajemna nienawiść osiągnęła swoje apogeum i nawet po zakończonej wojnie ludzie pokazują wielką niechęć do podbitych narodów, natomiast niedobitki pozostałych, żyjąc w kajdanach mają nadzieję, że być może kiedyś uda im się odzyskać dawną świetność.
Środowiskiem naturalnym osób przybierających kształt wilka jest szkoła średnia. Prawda znana i powszechnie lubiana. Na szczęście nie przez wszystkich. Nie oznacza to jednak, że czytelnicy stroniący od nowego wizerunku wilkołaków są pozostawieni samym sobie. Pomocną dłoń wyciąga do nich Stephen King, a właściwie wydawnictwo Prószyński i S-ka, które nie tak dawno wznowiło Rok wilkołaka. Zacznijmy jednak od początku.
Na pewno są gdzieś jeszcze ludzie, którzy Świata Dysku nie znają. Zdarzają się tacy. Moralnym obowiązkiem każdego czytelnika Pratchetta powinno być w takim momencie wskazanie takim zabłąkanym duszom książki, od której mogłyby zacząć. A jest w czym przebierać – dorobek pisarza to kilkadziesiąt pozycji. Przy wyważonym poziomie poszczególnych części oraz braku ścisłej kolejności chronologicznej całego cyklu, może to sprawiać problemy z wyborem nawet fanatykom świata postawionego na żółwiu. Gdyby mnie zapytano – która? – odpowiedziałbym bez zawahania, że Pomniejsze bóstwa.
Atuan, jedna z wielu wysp leżących w obrębie Archipelagu, jest prawdopodobnie ostatnim miejscem kultu Bezimiennych, okrutnych i krwawych bogów, tak starych jak samo Ziemiomorze. Istoty te jednak powoli odchodzą w zapomnienie, a pamięć o nich i ich moc istnieje jeszcze w grobowcach i podziemnym labiryncie znajdującym się na wyspie. Jednak to nie wszystko, co można tam znaleźć. Gdzieś tam, w zakamarkach znajduje się ukryta przed wiekami połówka pierścienia, który wedle legendy może przywrócić pokój i równowagę w całym świecie.
Jak powszechnie wiadomo Pratchett lubi nawiązywać do dzieł klasycznych. Tym razem otrze się o Sen nocy letniej i Casanovę.
Ostatni tom oryginalnej sagi pióra Franka Herberta tym razem z lekko zmodyfikowanym tytułem. Tłumaczenie tytułu oddaje bardziej ducha książki niż poprzednie. Pierwsze wydanie nosiło tytuł Diuna – Kapitularz. Niechętnym, zwłaszcza po przeczytaniu prequeli i sequeli pióra Briana Herberta i Kevina J. Andersona warto przybliżyć tom, po którym już nigdy świat pustynnych diun nie miał wrócić.
Sporo lat przyszło mi zaczekać na dokończenie legendarnej sagi o Diunie. W końcu pojawiła się w wersji polskiej. Wedle wstępu, kontynuatorzy dzieła Franka Herberta znaleźli po latach jego notatki, które dosyć szczegółowo przedstawiały, jak mistrz chciał zakończyć cykl. To dało Brianowi Herbertowi i Kevinowi J. Andersonowi szansę na odtworzenie dziejów wysokich rodów, planety Arrakis i czerwi przyprawowych, przez sięgnięcie do, wspomnianej przez Franka Herberta, cywilizacji maszyn.