Rob Zombie w literackiej odsłonie! W Salem zło nigdy nie umarło, nie strawił go ogień jaki zapłonął w 1692 roku, ale powróciło po latach, by dokonać obiecanej zemsty.

Salem – miejsce na Ziemi owiane mroczną historią. Inspiracja dla pisarzy, reżyserów oraz muzyków. Zazwyczaj kojarzone z niepokojem, magią i szaleństwem. Wszystko za sprawą procesu czarownic, który miał tam miejsce w 1692 roku. Z konwencji tej skorzystał także Rob Zombie, światowej sławy muzyk, reżyser, a teraz i pisarz. Zawsze towarzyszy mu aura horroru i grozy.  „Nawiedzone” miasto w Massachusetts i jego historia są głównym tematem książki Panowie Salem, którą napisał w duecie z Brianem K. Evensonem. Czy ci dwaj autorzy nie powielili schematu, czy książka nie jest przypadkiem powtórzeniem tego co już na ten temat powiedziano?

Powiedzmy sobie szczerze, pierwszym, co mnie przyciągnęło do tej powieści, było oczywiście nazwisko dobrze mi znanego Roba Zombiego. Wiedziałam, że jest to książka, do której na pewno chcę sięgnąć, bez względu na temat. Drugie co uderza, to intrygujący tytuł, hipnotyzująca okładka oraz tajemniczy znak, który zdaje się być znaczący dla całej opowieści.

Pierwszy rozdział zaczyna się od cofnięcia w czasie do roku 1692, czyli do wspomnianego już sądu nad wiedźmami. Sabat pod przywództwem Margaret Morgan dokonuje brutalnych, szaleńczych rytuałów, które mają złączyć ją i jej siostry z ich najświętszym bogiem – Szatanem. Po przeciwnej stronie stał między innymi sędzia Hawthorne i to on ostatecznie doprowadził czarownice do skazania na śmierć. Miał nadzieję, że te przed końcem w męczarniach wyrzekną się Szatana, ale stało się zgoła inaczej. Morgan przeklęła swoich katów na wieki…

Druga część książki przenosi czytelnika w czasy nam współczesne. W niej poznajemy prezenterkę radiową Heidi. W swojej rozgłośni ma do czynienia z bardzo specyficznymi ludźmi i nie zdziwiło jej zbytnio stare pudło z tajemniczym grawerowanym znakiem, które ktoś dla niej zostawił – specjalnie dla niej, a fakt ten podkreślił, używając jej pełnego imienia i nazwiska – Adelheid Elizabeth Hawthorne. Okazało się, że w środku jest płyta winylowa, a na niej w swym charakterze rytualna, dziwnie przyciągająca i otumaniająca muzyka, której twórcy podpisywali się jako „Panowie”. W rozgłośni radiowej, po puszczeniu owej muzyki rozdzwoniły się telefony. Męska część słuchaczy nie była zadowolona z tych brzmień, ale kobieca była zachwycona. Przy niej wpadały w trans, wyzwalały się, jak się potem okazało niektóre tak bardzo, że popełniały czyny, których potem nie pamiętały. A nie były to zwyczajne rzeczy. „Panowie” i ich totemiczne dźwięki nie oddziaływały dobrze na Heidi, przestawała po nich być sobą, odpływała gdzieś, w którym postrzegała rzeczy nie z tego świata, straszne rzeczy, które zdawały się nad wyraz prawdziwe, aż bolesne.

Co mają ze sobą wspólnego procesy czarownic z czasami współczesnymi? Czy nazwisko Heidi ma tu jakieś znaczenie i kim są tajemniczy Panowie? Rob Zombie i B.K. Evenson ukazują owe odpowiedzi w brutalny, dobitny sposób.

Panowie Salem to ociekające krwią gore. Wyraziście zarysowane wątki, zakrapiane bluźnierstwem i okultyzmem w czystej, złej postaci. Konstrukcja nie jest szczególnie wielowątkowa, ale nie jest to dla książki ujmą. Cała akcja rozgrywa się w niecały tydzień (podzielona jest na rozdziały, które są dniami tygodnia i kończy się na sobocie) i skupia się na walce ze swoimi (nie tylko wewnętrznymi) demonami. Mimo tak w swych opisach nieraz drastycznej treści, książkę czytało mi się … przyjemnie. Nerwowo przekładałam kolejne karty, z niecierpliwością czekając na finał, który mnie nie zawiódł, a wręcz zaskoczył.

Często trudno jest mi ocenić duety, bo nie wiem jak praca poszczególnych autorów przekłada się na całość. W tym wypadku rozumiem tę zależność. Panowie Salem najpierw mieli swój filmowy pierwowzór (czyli trochę na odwrót niż zazwyczaj), którego twórcą (reżyser i scenariusz) był Rob Zombie. Wydaje mi się, że w książkowym wypadku B.K. Evenson pomógł muzykowi utrzymać tę historię w ryzach, nadać jej interesujący, literacki charakter, stworzyć dobrze opisaną i barwną (a są to dość mroczne i krwiste kolory) fabułę i chwała mu za to! Niestety film w stosunku do książki wypada dość marnie.

Panowie Salem to książka bardzo dobra, ale też nie dla każdego. Wielbicielom i wielbicielkom grozy na pewno się spodoba, ale osobą o wrażliwych nerwach, bądź mniej „zaprawionym w boju” już nie bardzo. Muszę tutaj jeszcze pochwalić samo wydanie, które jest naprawdę dopracowane i bardzo umila rytuał czytania. Te wszystkie czynniki wpływają na to, że książka tego niesfornego duetu to piekielnie dobra „rozrywka”.

Autorzy: Rob Zombie, Brian K. Evenson
Tytuł: Panowie Salem
Tytuł oryginalny: The Lords of Salem
Tłumacz: Adrian Napieralski
Data wydania: 2 września 2013
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 376
Kategoria: horror, gore