Filmy animowane w ciągu ostatnich lat przeszły ewolucję… jeśli nie rewolucję. Od pamiętanych przeze mnie z dzieciństwa bajek, takich jak Królewna Śnieżka w orszaku krasnoludków czy Robin Hood, gdzie główna rola należy do przebiegłego lisa, po zabawki z Toy Story, które zmieniły świat filmu dzięki animacji komputerowej (co ciekawe, trzecia część ich przygód wprowadziła do tego rodzaju animacji technologię 3D). Animowane produkcje zmieniły się nie tylko graficznie, ale i fabularnie: od historyjek znanych z baśni, przez łamiące stereotypy historie rodem z Shreka… po, no właśnie, do czego doszły? Dzięki Pixarowi, Dreamworks i Disneyowi już nie tylko dzieci, ale też dorośli mogą cieszyć się animacją – przyznajcie bez bicia, że każdy z Was lubi czasem obejrzeć coś animowanego i pośmiać się przy tym. Co spotkamy, idąc dalej w tę tematykę? Trafiamy na Rango, historię sympatycznego, zagubionego kameleona…
Każde pojawienie się głównego bohatera wywołuje uśmiech na twarzy, a niektóre sytuacje z filmu sprawiają, iż zarówno dorośli, jak i dzieci wybuchają głośnym śmiechem, jednak widoczna przez większość czasu na ekranie lekka groteska powoduje, że mimo mylnego podejścia – film animowany równa się bajka – nie jest on przeznaczony dla najmłodszych odbiorców. Jest pełen nawiązań, m.in. do myśli filozoficznych – widzimy podróż od życia „szczęśliwego” do prawdziwego, odnajdywanie prawdziwego Ja, zyskiwanie świadomości… Oczywiście obok tego jest też zagadka, akcja, zdrada, walka i parę zaskakujących momentów, w sam raz dla fanów Eastwooda czy Johna Hustona i Johna Wayne’a. Co ciekawe, fani Las Vegas Parano też znajdą coś dla siebie, a każdy, kto widział Piratów z Karaibów, zauważy nawiązania do tej serii.

Polecam Rango każdemu, kto chce obejrzeć dobry film animowany, ale nie bajkę. Zobaczyć Dziki Zachód z perspektywy kameleona, mimo to pachnący starymi westernami.